Hej Koty! Oto pierwsza część grudniowego bonusu. Jest to opowiadanie/fanfiction do Spider-mana oraz Avengers. Jest to ff do mojego ulubionego (jednego z ulubionych) pairingu. Będę je publikować w częściach, na pewno je skończę. Druga część pojawi się 10 grudnia.
Szczęśliwych Mikołajków!!!
Enjoy!
___________________________________________________
Spiderman uderzył z hukiem o ścianę budynku i osunął się w
dół. Pieprzony Electro. Chłopak, widząc zbliżający się w jego kierunku
elektryczny bicz, szybko odskoczył, cudem unikając (kolejnego) porażenia
prądem. Jakby ten świr nie miał nic lepszego do roboty, jak pojawianie się w
środku jego walki z jakimś podrzędnym złodziejaszkiem babcinych torebek i
niszczenie mu roboty. Bo złodziejaszek uciekł. Ale Peter odzyskał chociaż
torebkę. Ale co z tego, skoro ta przerośnięta żarówka ją spaliła. A poza tym
starsza pani uciekła. Nastolatek cisnął w Electro siatką z pajęczyny i
westchnął, kiedy poczuł przez kostium pierwsze krople deszczu. To był
zdecydowanie najgorszy dzień w jego życiu. Teraz był mokrym, przypalonym
pająkiem, brutalnie pozbawionym domu.
- Hej, Spidey! Potrzebujesz pomocy? – Chłopak nie potrafił nawet
określić, jak wielka ulga zalała go, gdy zobaczył Iron Mana.
- Nie pogardzę - odkrzyknął i uśmiechnął się pod maską.
Bynajmniej nie zostanie martwym pająkiem.
***
Electro uciekł. Ale nikomu, oprócz torebki, nic się nie
stało.
***
Peter był zbyt dumny, aby przyznać, że czuje się, jakby
przebiegło po nim stado słoni. Naelektryzowanych słoni. Był też zbyt dumny, aby
przyznać się, że mieszka w najtańszym motelu na przedmieściach Nowego Jorku. Na
który i tak ledwie było go stać. Więc, kiedy Antony Stark zaproponował, że
podrzuci go do domu, chłopak pokręcił głową i stwierdził, że sobie poradzi.
Teraz zaczynał żałować. Ale tylko trochę. Z ledwością dowlekł się do swojego
tymczasowego lokum, a wchodzenie przez okno oficjalnie trafiło na listę
najtrudniejszych rzeczy do osiągnięcia. Nastolatek padł jak długi na łóżko i
zamknął oczy. Opatrzy się później.
***
Cholerni kosmici. Od trzech godzin razem z Avengersami
próbowali pozbyć się obcych, którzy postanowili wpaść do Nowego Jorku (ZNOWU!)
i ‘trochę’ sterroryzować mieszkańców i był już padnięty, a nie zapowiadało się
na koniec. Od dwóch dni nic nie jadł, prawie nie spał. Skończyły mu się pieniądze.
Cieszył się, że przynajmniej zaczęła się przerwa zimowa i nie musiał chodzić do
szkoły. Ale i tak miał już zwyczajnie dość.
- Uwaga! – Nastolatek przeklął, kiedy ciało jednego z
kosmitów prawie w niego uderzyło.
- Spidey, skup się! Nie potrzebujemy tu jeszcze twojego
trupa do kolekcji!
- Jasne, sorry! – Odkrzyknął chłopak i zaatakował kolejnego
kosmitę.
***
- Spidey, czy ty się dobrze czujesz? – spytał po skończonej
walce Stark.
- Oczywiście – odpowiedział przesadnie wesołym głosem Parker
- czemu miałbym się czuć źle?
- Bo słaniasz się na nogach? – odezwał się zatroskanym
głosem doktor Banner. Powoli dochodził do siebie po przemianie, ale wydawał się
bardziej przejmować zdrowiem chłopaka, niż swoim.
- Po prostu jestem zmęczony. Naprawdę.
- Chociaż pozwól się odwieść do domu.
- Nie! – krzyknął. – Znaczy… Nie trzeba. Poradzę sobie,
serio. – Włożył całą swoją siłę w ustanie prosto na nogach i zrobienie kilku
kroków. Był z siebie dumny. Avengersi przyjrzeli mu się dokładniej.
- Jeśli nie chcesz, żebyśmy poznali twój adres, spokojnie.
Możemy odwieść cię w pobliże twojego domu.
- Nie, dzięki. A teraz wybaczcie, ale muszę już wracać do
domu, – którego nie mam, dopowiedział
w myślach i skierował się w stronę Central Parku, porywając leżący w rogu budynku
plecak.
***
Hej,
OdpowiedzUsuńzaciekawiło mnie to opowiadanie, ciekawe kiedy się dowiedzą, że Peterowi jest ciężko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia