sobota, 30 kwietnia 2016

We will work it out. Together. 2/3



Tego się nie spodziewał. Gdyby sie nad tym zastanowić, to żadne z nich się tego nie spodziewało. A tu proszę. Peter znajdował pośrodku walki razem z Mścicielami. A z czym walczyli? Z przerośniętymi różowymi króliczkami. Niektórzy mieli wyobraźnię. W końcu, naprawdę? Różowe króliczki? Przynajmniej zapowiadało się na koniec. Udało im się zabić  (o ile to właściwe słowo) większość bandy króliczków. Peter myślał właśnie o tym, aby zniknąć zanim Mściciele za bardzo się nim zainteresują,  kiedy usłyszał krzyk Sokolego Oka:
- Spidey! Za tobą!
To chyba nie jest mój szczęśliwy dzień pomyślał nastolatek, kiedy wielki, różowy króliczek powalił go na ziemie. Cholera, jak na coś co powinno być mięciutkie i lekkie, ten głupi królik jest strasznie ciężki...
***
Jasna cholera! Gdyby tylko zdążył ostrzec Spidermana wcześniej. Ale niestety nie zdążył. Wszystkie pozostałe cholerstwa były już martwe, teraz jedyne co im zostało, to wyciągnąć Spideya spod ostatniego potwora. Bo inaczej tej różowej kupy futra nie można było nazwać... Clint spojrzał w stronę chłopaka. Hulk właśnie podniósł królika i Tony podnosił młodego bohatera. W komunikatorach rozbrzmiał głos Phila:
- Stark, raport. Co ze Spidermanem?
- Jest nie przytomny. Wezmę go do Wieży. Lepiej żeby Bruce jak najszybciej wrócił do swojego człowieczego ja i zadbał o chłopaka. Jezu, swoją  drogą dzieciak jest lekki jak piórko.
- Zrozumiałem. Banner będzie w Wieży jak najszybciej się da. Kapitanie, Wdowo, Falcon, Sokole Oko, wracajcie do Wieży. Zabierzcie po drodze Bannera. Spotkamy się  w skrzydle szpitalnym.
- Tak jest.
***
Phil przyspieszył jeszcze bardziej. Nie ważne, że właśnie złamał większość przepisów, teraz liczyło się zdrowie Spidermana. Cholera, jeśli coś mu się stało... Cóż, teraz już nic na to nie poradzi.
- Co z chłopakiem? - spytał zamiast powitania.
- Nie wiemy jeszcze. Bruce wciąż się nim zajmuje.
- Czyli czekamy?
- Tak. - Coulson usiadł ciężko na jednym z krzeseł i odparł głowę na splecionych dłoniach. Po dwudziestu minutach Bruce wyszedł z sali i spojrzał po zgromadzonych.
- Wszystko będzie w porządku. Teraz chłopak jest nieprzytomny, ale wygląda na to, że jego organizm sam się leczy.  Dzieciak miał złamane co najmniej trzy żebra, ale same zaczęły sie zrastać. Jest też trochę posiniaczony, ale ślady znikną zapewne w ciągu kilku godzin.
- To dobrze... ale, powiedziałeś dzieciak?
- Na oko ma jakieś 20, może 21 lat. W porównaniu z nami jest bardzo młody.
- Jak myślisz, kiedy się obudzi?
- Nie jestem pewien, musimy czekać.
- Dobrze. Kiedy się obudzi, chcę, aby ktoś przy nim był. Ja muszę zadzwonić.
- Wezmę szybki prysznic i przy nim zostanę. - Phil tylko skinął głową i skierował się do wyjścia.
***
Dwie godziny czterdzieści osiem minut dwadzieścia sekund.
Clint nie opuścił chłopaka nawet na krok. Godzinę temu Natasha przyszła do nich, aby sprawdzić, czy chłopak się obudził. Nie obudził się.
Cztery godziny piętnaście minut dziesięć sekund.
Siniaki na klatce piersiowej i twarzy chłopaka zaczęły powoli znikać. Nastolatek wyglądał spokojnie podczas snu, zupełnie nie przypominał młodego bohatera. Wyglądał jak zwykły nastolatek. Clint trzymał jego rękę. W międzyczasie przyszedł Bruce, aby zmienić chłopakowi kroplówkę. Zajrzeli też Steve, Tony, Thor i Sam. Nawet Bucky. Spiderman nadal się nie obudził.
Osiem godzin trzydzieści sześć minut jedenaście sekund.
Trzy godziny temu przyszedł Phil. Usiadł po drugiej stronie szpitalnego łóżka. Na początku nic nie mówił. Potem powiedział Clintowi, że chłopak jest teraz oficjalnie jednym z Mścicieli. Powiedział też, że ma na imię Peter. Peter Parker. Ma dwadzieścia lat. Wszyscy jego krewni nie żyją, ciotka chłopaka zmarła rok temu. Peter jest bystry, inteligentny, miał szansę studiować na MIT, gdyby tylko było go stać na czesne, pracuje na pół etatu dla Daily Bouge. Nadal się nie obudził. Phil trzymał jego drugą rękę.
***
Kiedy się obudził, usłyszał przyciszone głosy. Kojarzył je, ale nie wiedział skąd. Chciał otworzyć oczy, ale był taki zmęczony.
***
Obudził się z krzykiem. Clint i Phil od razu poderwali się z miejsc, kiedy chłopak podskoczył na łóżku i  otworzył oczy. Peter rozejrzał się przestraszony po pokoju, w który się znajdował. Wyglądało na to, że jest w jakimś szpitalu. I ci dwaj mężczyźni wydawali się znajomi…
- Gdzie jestem?
- W Avengers Tower, w skrzydle szpitalnym. Straciłeś przytomność, nie było z tobą kontaktu przez ostatnie dziesięć godzin.
- Hawkeye?
- To ja. A to Phil, chyba jeszcze nie mieliście okazji się poznać.
- Witaj Peter. Miło mi cie spotkać, chociaż okoliczności mogłyby być bardziej przyjazne.
- Trudno się nie zgodzić.
***
Kiedy Peter rozbudził się na tyle, aby pamiętać co się stało, do pokoju wszedł Bruce. Przyniósł ze sobą czyste ubrania, za co Peter był mu bardzo wdzięczny. Wstydził się, kiedy zdał sobie sprawę, że jest przykryty cienkim prześcieradłem, a na sobie ma tylko bokserki. Po szybkim sprawdzeniu stanu zdrowia chłopaka Bruce wyszedł, zostawiając go z dwoma agentami. Phil i Clint pokazali mu łazienkę, kazali doprowadzić się do porządku i przyjść na górę, kiedy będzie gotowy. Peter wstał z łóżka w chwili, kiedy dwaj starsi mężczyźni właśnie wychodzili i od razu upadł na kolana. Clint i Phil od razu podbiegli do chłopaka i pomogli mu wstać, nic nie robiąc sobie z protestów chłopaka. Przez chwilę wszyscy trzej stali w niekomfortowej ciszy, kiedy w końcu Peter zapytał, czy któryś z nich może pomóc mu wziąć prysznic. Od razu było widać, że chłopak czuje się zawstydzony, ale nie mieli wyboru. Ostatecznie Clint skinął głową i zaprowadził Petera do łazienki. Phil został w pokoju. Nie chciał jeszcze bardziej zawstydzać Petera.
Clint pomógł Peterowi wejść pod prysznic. Nie chciał, aby sytuacja stała się jeszcze dziwniejsza, więc cicho zaproponował, aby Peter został w bieliźnie. Chłopak od razu przystał na propozycję. Starszy mężczyzna odkręcił wodę i pomógł chłopakowi się umyć, podczas gdy ten modlił się, aby mógł już się ubrać. Zaczynało mu się podobać, Clint miał takie delikatne dłonie, ale nie chciał żeby mężczyzna zauważył. Już i tak pewnie myślał o Peterze jak o małym dziecku, nie potrafił nawet prosto stanąć, a co dopiero samemu się umyć. Po kilku minutach, które dłużyły się dla chłopaka niemiłosiernie, Clint wyłączył wodę i podał Peterowi ręcznik. Prysznic trochę go ożywił i rozluźnił bolące mięśnie, więc przy lekkim wysiłku, Peter dał sobie radę sam. Clint lekko podtrzymując chłopaka, zaprowadził go z powrotem do pokoju, gdzie czekał na nich Phil. Mężczyzna podał Peterowi ubrania i razem z Clintem odwrócili się, aby dać chłopakowi trochę prywatności. Peter ubrał się jak najszybciej mógł i z małą pomocą ze strony Phila i Clinta poszedł spotkać się z resztą Mścicieli.

sobota, 23 kwietnia 2016

We'll work it out. Together 1/3



Peter rozejrzał się po swoim pokoju w akademiku. Szczerze? Nie chciał tu mieszkać. Ale jaki miał wybór? Miał 18 lat, właśnie zaczynał studia, cała jego rodzina była martwa, jedyne pieniądze miał z pracy dla Jamesona (oczywiście były to tylko marne grosze za zdjęcia Spidermana, ale to zawsze coś) i stypendium. Sto dolarów. To ma być stypendium? Miał najlepsze wyniki, wszystkie egzaminy zdał w 100 procentach, a stypendium nadal ledwie mu wystarczało. W dodatku za akademik musiał płacić 65 dolców miesięcznie. A jeszcze jedzenie, książki... Peter westchnął. Zapowiada się długi rok.
***
Clint rozejrzał się po swojej sypialni w Stark - przepraszam, Avengers - Tower. Była ładna. Duża. Fioletowa. Rzucił swoją sportową torbę na ziemię
i wskoczył na łóżko. Cieszył się, że tu jest, z nową drużyną, właściwie przyjaciółmi, ale... nie było Coulsona. To znaczy Phila. Mężczyzna był jedynym powodem dla którego Clint żałował, że opuścił Helicarrier. Po bitwie z Lokim Phil przeżył, nawet nie było trudno włamać się do systemu SHIELD, aby to odkryć. Potem rekonwalescencja. A potem został przypisany do nowego zespołu. A Clint znowu został sam...
***
Phil zapukał dwa razy i wszedł do warsztatu. Powitał go znajomy zapach oleju i kawy.
- Dzień dobry, panie Stark
- Agencie Coulson. Pomyśleć, że po tylu latach mógłby pan w końcu zacząć używać mojego imienia...
- Tak samo pan, panie Stark.
-...Mam dla ciebie propozycje Agen... albo niech ci będzie. Phil. Ma dla ciebie propozycje Phil i nie możesz odmówić.
- Tony naprawdę nie mam czasu...
- Zamieszkaj w Wieży. Wszyscy tu są. Jesteśmy drużyną, powinniśmy mieszkać razem!
- Nawet gdybym chciał, to dyrektor Fury...
- Dyrektor Fury jest twoim przyjacielem od wielu lat i chce dla ciebie dobrze. Na pewno sie zgodzi. Poza tym tutaj masz nas wszystkich na miejscu
i będziemy mogli kontrolować czy nie umierasz właśnie na zawał serca lub inne cholerstwo. Swoją drogą, myślisz ze Loki zaraził cię jakimś kosmicznym wirusem? Możesz zajść w ciążę? A może...
- Zgadzam się, tylko bądź juz cicho, błagam.
- Da się zrobić. Chociaż właściwie, to pozwolisz mi przeprowadzić…


niedziela, 10 kwietnia 2016

Safe and Sound 3 "First forever"



Mieszkali razem już od kilku miesięcy. Peter bardzo rzadko widywał innych Mścicieli, ale głównie dlatego, że  prawie nie opuszczał piętra, które zajmował Clint, a nawet jeśli, to wychodził przez okno. Denerwował się, wręcz bał, że go wyrzucą. Od śmierci cioci May był sam, nie miał pieniędzy, pracy, nie miał nic. A Clint… Clint był dla niego taki dobry. Wspierał go cały czas, zajmował się nim, kiedy był ranny, trenował  z nim, gdy poczuł się lepiej. Peter czuł się przy nim zadziwiająco dobrze i bezpiecznie. Możliwe, że nawet się w nim… zakochał? Tak, tego był pewny. Zakochał się
w mężczyźnie. Co było żałosne. W końcu, to niemożliwe, aby ktoś taki jak Clint w ogóle na niego spojrzał. Peter miał dziewiętnaście lat, był jakieś dziesięć lat młodszy od łucznika, był nieśmiały, dziwny, niedoświadczony. Jasna cholera, nigdy się nawet nie całował. A Clint był… Idealny.
- Peter? Peter, wszystko w porządku?
- Co? – Peter uniósł głowę i spojrzał prosto w oczy Clinta, który patrzył na niego zmartwiony. – Tak, tak. Wszystko w porządku, jestem tylko trochę… zdekoncentrowany.
- Tyle to zauważyłem. Powiesz mi, o co chodzi? – Mężczyzna usiadł obok nastolatka, który wpatrywał się w swoje dłonie.
- N-nie…
- Peter. Spójrz na mnie. – Chłopak cały czas czuł na sobie wzrok Clinta, ale nie mógł się zmusić do spojrzenia mu w oczy. – Peter… Proszę. Co się dzieje?
- Ja, ja nie mogę…
- Czemu?
- Bo mnie zostawisz. I… Wstyd mi…
- Peter, nigdy cię nie zostawię, za bardzo mi na  tobie zależy. I czemu jest ci wstyd? Wiesz, że ja wszystko zrozumiem i nie musisz się mnie wstydzić.
- Zależy ci? – Nastolatek czuł, że się rumieni i nerwowo spojrzał na Clinta.
- Oczywiście. – Mężczyzna delikatnie pogłaskał Petera po policzku i przyciągnął go bliżej, muskając jego usta swoimi. Chłopak westchnął cichutko, czując to i prawie natychmiast odwrócił z zawstydzeniem głowę.
- Peter? To tego się wstydziłeś?
- T-tak…
- Proszę, nie wstydź się mnie. Nigdy. – Chłopak nieśmiało pokiwał głową i wtulił się w Clinta. Po kilku chwilach, starszy mężczyzna usłyszał cichy szept:
- Nigdy wcześniej z nikim nie byłem…
- Nie musimy się śpieszyć, kochanie. Zaczekam tak długo, jak będziesz potrzebował.
- … Nie chcę czekać.
- Peter… Na pewno?
- Tak. Ufam ci.
Clint wziął chłopaka na ręce i zaniósł go do sypialni. Ułożył go na łóżku i zaczął delikatnie całować, jednocześnie rozpinając jego spodnie. Peter był zarumieniony i nieśmiało odwzajemniał pocałunki starszego mężczyzny. Po chwili Clint odsunął się i zsunął chłopakowi spodnie razem z bielizną
i skarpetkami. Clint podwinął mu koszulkę i spojrzał na członek chłopaka. Pochylił się i polizał go, uśmiechając się na dźwięk, który wydał z siebie chłopak. Już chciał wziąć całą męskość chłopaka do ust, kiedy zauważył, że Peter zakrył swoje oczy i usta rękami. Mężczyzna uniósł się i zaczął całować dłonie chłopaka, który bardzo powoli odsłonił swoją twarz i spojrzał, na mężczyznę.
- Mówiłem, że nie chcę, abyś się mnie wstydził. Nie zasłaniaj się, dobrze? – Nie czekając na odpowiedź, Clint rozsunął lekko nogi chłopaka i polizał jego dziurkę. W końcu będzie miał jeszcze wiele okazji, żeby mu obciągnąć, prawda? Teraz chciał, aby chłopak tak zatracił się w przyjemności, aby przestał się wstydzić. Peter pisnął zaskoczony na nieznane uczucie. Clint lizał go… TAM. To było jednocześnie zawstydzające i przyjemne. Było mu tak dobrze. Po chwili Clint wsunął język do środka, jednocześnie przesuwając w stronę wejścia chłopaka palce jednej dłoni i wsunął jeden z nich obok swojego języka. Peter jęczał cichutko z przyjemności, nie zwracając większej uwagi na lekkie uczucie dyskomfortu. Dopiero, gdy Clint wysunął z niego język i zastąpił go kolejnym palcem, chłopak poczuł lekki ból. Starszy mężczyzna poświęcił dużo czasu, aby dobrze przygotować chłopaka. Kiedy nastolatek był już w stanie tylko jęczeć z przyjemności, Clint wysunął z niego palce i przystawił czubek swojego penisa do dziurki chłopaka.
- Kochanie, nie denerwuj się. Wiem, że to trochę zaboli, ale obiecuję, że potem będziesz czuł tylko przyjemność. – Po tych słowach delikatnie wszedł w chłopaka, który krzyknął cichutko.
- Ciiiiii, już. Zaraz będzie lepiej. – Mężczyzna dał Peterowi czas na przyzwyczajenie się do nowego uczucia i dopiero, kiedy ten skinął głową, zaczął się poruszać. Peter czuł się wspaniale. Prawie w ogóle nie czuł już bólu, a Clint był taki dobry, ostrożny i delikatny. Kochający. Chłopak czuł, że jest blisko i nie wytrzyma długo.
- C-clint! Proszę! Ja zaraz…
Clint przyśpieszył lekko i chcąc dać swojemu kochankowi jak najwięcej przyjemności, sięgnął dłonią do jego penisa. Wystarczyło tylko kilka sekund, aby chłopak doszedł, krzycząc cicho. Clint poczuł jak Peter zaciska się wokół niego i sam doszedł. Po chwili wysunął się z niego i wyrzucił zużytą prezerwatywę do kosza stojącego przy łóżku. Potem położył się obok nastolatka i objął go delikatnie.
- Clint?
- Tak?
- Było wspaniale. Dziękuje.

wtorek, 29 marca 2016

Bezpieczny



Phil naprawdę nic nie rozumiał. Clint wyraźnie nie był zainteresowany trójkątem. Phil od początku wiedział, że to zły pomysł, ale Marcus tak nalegał. I Phil mu uległ. Sam notorycznie flirtował z Clintem i wiedział, że jego chłopak nie ma nic przeciwko, wręcz przeciwnie, podoba mu się to. Podoba mu się Agent Barton. Co zresztą Phila nie dziwiło. Jeszcze kiedy był na misji dostał od Nicka wiadomość, że ma zaproponować Clintowi spotkanie. We trójkę – Phil, Marcus i Clint. Coulson był pewien, że Clint gra w ich drużynie, jedyne co go martwiło, to kwestia, no cóż, ilości osób „zamieszanych” w związek. I najwyraźniej miał rację. Co jeszcze bardziej go dziwiło, bo Clint unikał ich przez cały ostatni tydzień, a teraz stał przed drzwiami do ich mieszkania i błagał, żeby go wpuścić.
Clint był cały mokry, z trudem stał na nogach, jego warga była rozcięta i wciąż krwawiła, a w oczach miał łzy. Dopiero, kiedy z głębi mieszkania dobiegł ich głos Marcusa, pytającego, kto przyszedł, Phil otrząsnął się z szoku i delikatnie wciągnął Clinta do mieszkania. Młodszy mężczyzna osunął się na podłogę i kuląc się, zaczął cicho łkać. Marcus, zwabiony hałasem, przyszedł do przedpokoju i w kilka sekund ogarnął sytuację. Podszedł do Clinta i delikatnie wziął go na ręce. Mężczyzna zaczął się słabo wyrywać, ale Nick szybko zaczął go uspokajać, jednocześnie niosąc go w stronę łazienki. Phil otworzył mu drzwi i poszedł do kuchni, aby zrobić ciepłą herbatę dla Clinta. Marcus w tym czasie pomógł Clintowi się rozebrać, aż ten został tylko w bokserkach. Następnie starszy z mężczyzn sięgnął po ręcznik i po zmoczeniu go w ciepłej wodzie lekko przemył wargę młodszego.
- Ciiii, wszystko jest w porządku. Zaraz przyniosę ci jakieś suche ubrania, ogrzejesz się i wtedy powiesz nam, co się stało, dobrze?
Clint tylko pokiwał głową. Chciał już mieć to wszystko za sobą.
Dziesięć minut później cała trójka siedziała na kanapie w salonie, Clint owinięty w koc i z kubkiem ciepłej herbaty w dłoniach. Nick i Phil cierpliwie czekali, aż Clint zacznie mówić, ale żaden z nich nie spodziewał się, że zacznie ich przepraszać.
- Naprawdę mi przykro… J-ja nie chciałem, żeby to się tak skończyło. Ja po prostu… Jestem… Cholera, nie powinienem był tu przychodzić. Chciałem zapomnieć i to było głupie, teraz to wiem. To miała być zwykła kolacja, jestem idiotą, że myślałem, że nie wszystko sprowadza się do… Jestem głupi…
- Clint. Nie jesteś idiotą, nie jesteś głupi. Dlaczego tak o sobie mówisz? I… Czy chodzi o naszą propozycję?
- Nie… Znaczy tak! Ale ja, ja po prostu… - Po policzku Clinta spłynęła łza. Tego było dla niego po prostu za dużo.
- Clint… Proszę, powiedz nam co jest nie tak. Przerażasz nas i martwimy się o ciebie.
- Przestaniecie jak wam powiem…
- Obiecuję, że tak nie będzie.
- …Jestem aseksualny.
- Och, Clint. Myślałeś, że nam to przeszkadza?
- Clint, to nie jest ważne. Chcemy cię dla ciebie, nie dla seksu.
- Naprawdę?
- Tak. Możemy cię objąć? Czy to jest w porządku?
- Tak, ale… - Phil i Marcus natychmiast się cofnęli.
- Czego nam nie mówisz, kochanie?
- Nie dzisiaj. Nie dotykajcie mnie dzisiaj, dobrze? Ja, ja nie mam siły. Proszę?
- Oczywiście. Jeśli chcesz, idź się położyć do naszej sypialni. My zostaniemy na kanapie? Tak będzie dobrze?
- Tak.
Kilka godzin później Nicka i Phila obudziły krzyki dobiegające z ich sypialni. Obaj mężczyźni od razu wstali i pobiegli do Clinta, który kulił się na łóżku i cicho płakał przez sen.
- Clint?  Clint, skarbie, obudź się, jesteś bezpieczny. – Najmłodszy z mężczyzn poderwał się z łóżka i skulił się na brzegu łóżka. Cały drżał w ledwo tłumionym płaczu, a Phil i Nick nie mieli pojęcia, co zrobić. W końcu Phil powoli wyciągnął rękę w stronę Clinta i delikatnie pogłaskał go po włosach. Po chwili Clint przylgnął do niego i wtulił głowę w jego dłoń. Przez kilka minut po prostu siedzieli w ciszy, kiedy Clint zaczął mówić.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło. Po prostu… Nie chciałem zepsuć tego, co jest między wami. Nie chciałem… być obciążeniem. Nie chciałem widzieć obrzydzenia w waszych oczach, kiedy dowiedzielibyście się o moim aseksualizmie… Wszyscy inni tak reagowali. I nie Phil, nie przerywaj mi. Wiem, że nie jesteście jak wszyscy inni, ale po prostu bałem się, okay? Bałem się waszej reakcji, więc chciałem o was zapomnieć. Umówiłem się z jednym z agentów z S.H.I.E.L.Du . I było miło, naprawdę. Ale potem… Chciał więcej. Chciał, abyśmy pojechali do niego i… żebyśmy się… Powiedziałem mu, że nie chcę. Zaczął na mnie krzyczeć, że powinienem mu powiedzieć, że nie chcę się z nim przespać, bo nie marnowałby na mnie czasu. Krzyknąłem, że mam w dupie, czy zmarnował swój czas, czy nie. Zaprosiłem go na kolacje, nie na seks! Przecież nie każda kolacja musi się, jasna cholera, kończyć seksem. On na to, że mam nie pyskować, na co ja powiedziałem mu, że ma się odpieprzyć i znaleźć kogoś, kto da mu się przelecieć… I mogłem dodać coś o tym, że jest tak sfrustrowany, bo ma tak małego, że nikt nie chce mu dać. Wtedy złapał mnie za kołnierz i przyciągnął mnie do siebie. Przestraszyłem się, zacząłem się wyrywać i krzyczeć, a on mi przywalił i odepchnął tak, że upadłem na ziemie. Kopnął mnie kilka razy i odjechał. I tyle, potem przyszedłem tutaj. – Clint nadal był wtulony w Phila i lekko drżał, ale przynajmniej już nie płakał.
- Który to agent?!
- Nie rób mu krzywdy, to moja win…
- Nie! Clintonie Francisie Barton, to nie jest twoja wina! W żaden sposób. Ten facet to zwykły sukinsyn, nie zasługuje na to, aby pracować w mojej agencji!
- Nick… Może później, co? Na razie powinniśmy wszyscy odpocząć, A tym… agentem… zajmiemy się rano. – Po chwili wahania Nick przytaknął i razem z Philem wstał, aby wyjść, kiedy najmłodszy mężczyzna złapał go za dłoń.
- Zostańcie… Proszę. – Wyszeptał ledwo słyszalnie Clint.
- Oczywiście kochanie. Śpij, my nigdzie stąd nie idziemy.