sobota, 28 lutego 2015

WAŻNE! WAŻNE! WAŻNE!

Hej Koty! No, więc dzisiaj nie wstawię kolejnego rozdziału. Nie miałam czasu ani weny. A poza tym chcę się przenieść na wordpress, więc także to zaprząta mi myśli. Kolejny rozdział będzie jutro, w poniedziałek lub za tydzień. Przepraszam. Mam nadzieję, że jeśli ktoś to czyta, to mi wybaczy to opóźnienie.
Tay

sobota, 21 lutego 2015

Wspomnienie 2



 Jenn
Do gwiazdki został tylko tydzień, a z tego co wiedziałam, w Hogwarcie zostają tylko Remus i Syriusz. No i oczywiście ja. To będą ciekawe święta. Ale przynajmniej nie będę sama. Rozejrzałam się po Wrzeszczącej Chacie. Dookoła panował istny armagedon. A ja powinnam to posprzątać. W końcu chłopcy się za to nie zabiorą, a Lily wyjechała już na święta. Schyliłam się i podniosłam spory kawałek szklanej wazy. Zbiła się przedwczoraj. Szkoda- była ładna. Powrzucałam wszystkie śmieci do przyniesionego wcześniej kartonu i go zakleiłam. Lepiej, żeby inni uczniowie nie zobaczyli tego cholerstwa. Będzie za dużo pytań. Zamiotłam jeszcze podłogę, wytarłam kurze i postanowiłam zawiesić nowe zasłony. Syriusz i Peter zwineli je z dormitorium Ślizgonów, kiedy tych nie było w pokoju. Nie bardzo mi się to podobało, ale z drugiej strony zasłony we Wrzeszczącej Chacie są dość przydatne. Przydałyby się jeszcze dźwiękoszczelne szyby i antywłamaniowe drzwi. Albo antywilkołacze. Westchnęłam i przysunęłam sobie krzesło. Oczywiście nie zauważyłam, że jedna noga jest ułamana i ledwie się trzyma. Złapałam ciemno zielony materiał i wlazłam na mebel. I nawet całkiem nieźle mi szło, dopóki nie stanęłam na skraju stołka. Ten zachwiał się niebezpiecznie i byłam pewna, że zaraz uderzę o ziemie, ale tak się nie stało. Spojrzałam przerażona w górę i napotkałam spojrzenie dużych, czarnych oczu. Syriusz uśmiechnął się i postawił mnie na ziemi.
- Dziękuje. Ale właściwie, co ty tu robisz Łapo. Nie chciałeś spędzić jeszcze kilku godzin z Jamesem, skoro tu zostajesz.
- James wyjechał kilkanaście minut temu. A ja postanowiłem sprawdzić jak sobie radzisz i całe szczęście, bo święta spędziłabyś w szpitalu.
- Tak, zdążyłeś w samą porę. – Uśmiechnęłam się- pomożesz mi z tymi firanami?
Syriusz, wyższy ode mnie, nie potrzebował stołka i bez trudu powiesił te durne firany na karniszu, a ja w tym czasie obserwowałam go rozmarzonym wzrokiem. Podobał mi się od dawna. I tylko Lily o tym wiedziała. Wspomniałam jej o tym niedawno. Miała ze mnie niezły ubaw. Grzeczna i pilna uczennica zakochana w szkolnym urwisie? Dobra sobie. Na szczęście szybko się zorientowała, że nie żartuję. Od tamtej pory starała się mnie wspierać. Sama ciągle odrzucała zaloty Jamesa, ale widziałam, że jest jej coraz trudniej. I po prostu nie mogłam się doczekać, kiedy zaczną się spotykać. Tworzyliby taką piękną parę. Achhh…
- Jennie?! Czy ty mnie wogle słuchasz- obudził mnie z rozmyślań głos Syriusza.
- Co? A, tak tak. Słucham.
- To co powiedziałem?- Zaniemówiłam. Poczułam rumieńce na policzkach. Syriusz roześmiał się.
- Jesteś taka pewna, że mnie słuchałaś? A swoją drogą, słodko wyglądasz kiedy się rumienisz- mrugnął i zostawił mnie samą. Długo dochodziłam do siebie. Do pokoju wróciłam koło północy.

Wigilia
             Obudziłam się wcześnie. Za wcześnie. Była piąta rano. Piąta! No ale cóż. Wstałam z łóżka i powlekłam się do łazienki, po drodze sięgając po przygotowany dzień wcześniej strój. Szkolne korytarze były takie puste, kiedy trwały święta. Ale przynajmniej wszędzie były kolorowe światełka w kolorach wszystkich Domów. Weszłam do wielkiej sali. Oczywiście skrzaty przygotowały już śniadanie. Usiadłam na końcu wielkiego stołu należącego do Gryffindoru i rozejrzałam się wokół. Na stole przykrytym czerwonym obrusem stała złota zastawa i złote świeczniki. Co kilka centymetrów w doniczkach były poustawiane przepiękne, czerwone kwiaty- Gwiazdy Betlejemskie. Na końcu sali stała wielka choinka, przystrojona kolorowymi bombkami, tonami światełek, łańcuchami. Była piękna. W tle cicho rozbrzmiewały kolędy. Atmosfera była magiczna. Nałożyłam sobie na talerz naleśniki i wypiłam chyba trzy szklanki herbaty. Denerwowałam się. Ostatnie kilka tygodni przygotowywałam prezent dla Syriusza. Nikt o tym nie wiedział. Szybko skończyłam jeść i wróciłam do pokoju. Wyjęłam spod łóżka kufer i wyciągnęłam z niego małe, czarno-granatowe pudełeczko. W środku była srebrny wisiorek z małymi zawieszkami. Biało-srebrnym kamyczkiem w kształcie serca, srebrnym kluczykiem i szmaragdem w kształcie małej łezki. Bałam się, że mu się nie spodoba. W końcu to facet, a ja chcę mu dać wisiorek. To był chyba głupi pomysł. Jednakże schowałam pudełeczko do małej pasującej do mojego stroju torebki i ruszyłam do pokoju wspólnego.

Syriusz
            Siedzieliśmy z Lunatykiem w pokoju wspólnym i rozmawialiśmy o ostatnim meczu quidditcha. Wtedy do pokoju weszła Jenn. Odebrało mi mowę. Wyglądała pięknie. Była ubrana w krótką, granatową sukienkę, do tego granatowe szpilki i mała czarna torebeczka. Włosy rozpuściła, kręciły się lekko, usta pociągnęła błyszczykiem czy czymś takim. Po prostu… Kurcze nie wiem co powiedzieć. Remus też wpatrywał się w dziewczynę, ale raczej jak dumny starszy brat. Ja, w porównaniu z nim, musiałem wyglądać naprawdę głupio. A poza tym zaczynałem żałować, że założyłem tylko trochę bardziej odświętne czarne jeansy, zwykłą, też czarną koszulę i najzwyklejsze adidasy. Co prawda wyglądałem nawet lepiej niż dobrze, ale mogłem się bardziej postarać. Chociażby wyprasować tę cholerną koszulę. Jenn uśmiechnęła się ciepło, ale było widać, że jest lekko zdenerwowana.
- Wesołych świąt chłopcy. O czym rozmawiacie?

Jenn
            Syriusz wyglądał wspaniale. Boże, te jego oczy. Czarny mu pasował. Zjedliśmy wigilijną kolację, przygotowaną i przyniesioną przez skrzaty do naszego pokoju wspólnego. Zaczęliśmy rozmawiać i nawet nie zauważyłam, kiedy Remus wyszedł i zostałam sama z Syriuszem. Po jakiś pięciu minutach chłopak dostrzegł nieobecność przyjaciela i postanowił do niego pójść.
- Nie może siedzieć sam w święta.
- Syriusz!- Krzyknęłam zanim zdążyłam się powstrzymać i zanim on opuścił pokój.
- Tak?
- Eeee, ja… Bo…- Cholera Jenn ogarnij się!- Mam coś dla Ciebie.
Podeszłam do zdziwionego chłopaka i wręczyłam mu wyjęte z torebki pudełeczko. Syriusz powoli zaczął je otwierać, jakby się bał co tam znajdzie. Bałam się nawet odezwać. Wlepiłam oczy w podłogę i się nie ruszałam. Na moje policzki wpłynął rumieniec. Po chwili Łapa się odezwał.
- Wow. Jennie. Jest niesamowity. Naprawdę. Dziękuję. I… Ja też coś dla ciebie mam.- Uniosłam wzrok. Syriusz sięgnął po moją dłoń, a po chwili poczułam, jak wsuwa mi coś na palec. Pierścionek. Z białego złota z szafirem w kształcie łzy.
- Jest piękny. – Spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się. Wyglądał niesamowicie, magicznie, pięknie.
- Spójrz, gdzie stoimy.- Nie rozumiałam. Uniósł mi kciukiem brodę i ujrzałam nad nami gałązkę jemioły przewiązaną złotą i czerwoną wstążką.- Chyba coś mi się należy. W podziękowaniu. I nie dał mi szansy na odpowiedź. Delikatnie przyciągnął mnie do siebie i pocałował.


Taylor

Info(znowu)

Hej Koty! 
Dzisiaj rozdział będzie wieczorem, bo jeszcze nad  nim pracuję. 
I zmieniłam trochę poprzednie rozdziały. Trochę późno skapnęłam 
się, że Tonks jest przecież młodsza od Huncwotów, Lily i Jenn. 
No więc Tonks nie będzie w tym opowiadaniu. Bardzo przepraszam
 i mam nadzieję, że mi wybaczycie. Do wieczora
Tay

sobota, 14 lutego 2015

Rozdział pierwszy: Never In Dreams



Jenn
Siedziałam w ciemnej kuchni. W kuchni znajdującej się w domu nr 12, przy ulicy Grimmauld Place. Na stole i na podłodze leżały pootwierane księgi. Przeczytałam je już chyba milion razy, a nadal nie mogłam znaleźć tego cholernego zaklęcia. Zresztą, przeczytałam całą wielką bibliotekę książek znajdujących się w tym domu. W końcu miałam na to całe piętnaście lat. Ach… Gdyby nie mój brat mogłabym zabrać się za jakieś bardziej konstruktywne zajęcie. Ale nie, oczywiście musiał się wtrącić. No ale cóż. W chwili, gdy zapalałam kolejną świeczkę, do pokoju wszedł Kingsley Shacklebolt. Tydzień wcześniej uratowałam jego i premiera mugoli przed bandą śmierciożerców z Greybackiem na czele. Od tej pory nie wyściubiłam nosa zza drzwi domu przy Grimmauld Place.
- Powiesz mi, gdzie jesteśmy?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła Kingsley. Jak się czuje premier mugoli?
- Ech, chyba całkiem dobrze. A jak nie chcesz, to nie mów… Przecież siłą tego z Ciebie nie wyciągnę…
- No, masz rację. A teraz idź spać, już późno. Dobranoc- uśmiechnęłam się i powróciłam do lektury.
*
Było już dawno po północy, a ja wciąż czytałam. Oczy zaczynały mi się kleić, ale chciałam choć doczytać rozdział. Właśnie kończyłam, gdy usłyszałam jakiś hałas dochodzący z korytarza. Wstałam i powoli ruszyłam w stronę drzwi. Moim błędem było odwrócenie się na dźwięk upadając ze stołu książki. Wtedy usłyszałam:
- Expeliarmus!
Upadłam na ziemię jakieś trzy metry od miejsca, w którym jeszcze przed chwilą stałam. Chciałam sięgnąć po różdżkę, ale ktoś przytrzymywał ją czubkiem buta. Chciałam podnieść oczy i spojrzeć na mojego potencjalnego mordercę, ale nie miałam siły. Zaklęcie i moje zmęczenie nie dały razem dobrych efektów. Na szczęście wkroczył Shacklebolt.
- Zostaw ją Moody! Ona uratowała mi życie.- I wtedy się zaczęło. Czarodziej opuścił różdżkę. Spojrzałam na jego twarz, którą oświetlało światło księżyca. Pełnia. Powstałą po słowach Kingsleya, przerwał głośny krzyk. Spojrzałam w stronę, z której dochodził. Mężczyzna, nie mogłam dojrzeć jego twarzy, zmieniał się właśnie w wilkołaka. PO chwili rzucił się na stojącą najbliżej osobę. Sięgnęłam po moją różdżkę.
- Actio eliksir- w mojej dłoni znalazł się mały flakonik. Jak dobrze, że w tym domu są tego całego magicznego cholerstwa pokaźne zapasy. Spojrzałam na wilkołaka walczącego z… wyrośniętym psem. Wow. Zwierzak bardzo mi kogoś przypominał. Ale kogo? Podeszłam cicho do wilkołaka. Z boku. Jeszcze chciałam pożyczyć, a zakradając się od tyłu, moje życzenie najpewniej by się nie spełniło. Pies powalił wilkołaka na ziemię, a wtedy skoczyłam na niego i wlałam mu do pyska zawartość flakonika. I doznałam szoku.
- Remus?!
- Jennie?- Syriusz. Na Merlina! Syriusz! Pisnęłam i wskoczyłam w ramiona animaga. Przytuliłam się, mężczyzna odwzajemnił uścisk. Po chwili zlazłam z niego i stanęłam na podłodze. Usłyszałam szept –Lumos- i po chwili w pokoju zrobiło się jasno, jak w dzień. Przesunęłam wzorkiem po twarzach zebranych. Rozpoznałam kilka osób. Uśmiechnęłam się delikatnie. Ciekawe czy oni cieszą się na mój widok, tak jak ja widząc ich..?
- Co ty tu robisz do cholery?!- Cóż, chyba jednak nie…
*
- Ja tu mieszkam. Mam nadzieję że Cię nie uraziłam Syriuszu.
-Nie. Dlaczego?
-Wiesz... W końcu to Twój dom.
-Ale jak to mieszkasz? Tutaj? Czemu?– Remus, który zdążył już dojść do siebie, nie ukrywał zdziwienia.
-I jak tu się znalazł Kingsley? I dlaczego premier mugoli leży nieprzytomny w holu?– Szalonooki. No tak. Ani chwili spokoju…
-To długa historia.- Nie chciałam im tego opowiadać. Bo i po co?
-Nam się nie śpieszy.
-Wiedziałam- mruknęłam pod nosem.
Zaczęłam opowiadać.
„ Dwa tygodnie temu postanowiłam wybrać się na spacer nad jezioro. Od dawna nie wychodziłam i stwierdziłam, że to dobry pomysł. Następnym razem jak pomyślę, że coś jest dobrym pomysłem, zostanę w domu… No ale mniejsza z tym. Siedziałam na skraju lasu, gdy usłyszałam huk. No, nie jeden. Poszłam w kierunku hałasu i wtedy zobaczyłam. Greybacka. Aha. I jeszcze kilku innych śmierciożerców. Pozabijać się próbowali...”
-Dokładniej to wilkołak próbował mnie pożreć, a śmierciożercy przekabacić premiera mugoli na swoją stronę. Nawet nie musieli się wysilać! Od razu się zgodził! Ten idiota prawie wykopał sobie grób! – Wtrącił Kingsley.
-Nie przerywaj mi!- Warknęłam. Byłam już naprawdę zmęczona, a oni mnie ciągle męczyli.
„ Wracając. Jakoś im pomogłam. Teleportowaliśmy się na Grimmauld Place. No i to wszystko.”
-Jennifer. Przecież świetnie sobie poradziłaś. Tych kilkunastu śmierciożerców na jedną, to dużo. Gdyby nie ty, dawno bym już był karmą dla wyrośniętego psa. Nie obraź się Remusie. – Sprzeciwił się Kingsley.
-Przesadzasz. Po prostu rzuciłam kilka zaklęć. I to wszystko.

czwartek, 12 lutego 2015

INFO

Hej Koty! Następny rozdział FanFic dopiero w sobotę i od tej pory zawsze będzie się pojawiało w soboty. Mam nadzieje, że ktoś czyta i lubi to "coś" co piszę. A więc do soboty Koty :)

czwartek, 5 lutego 2015

FAN FIC- WSPOMNIENIE CZ.2



Wspomnienie 1 cz 2

Przyszłam na spotkanie za wcześnie. Zawsze się boję, że się spóźnię, więc zwykle wychodzę szybciej niż powinnam. I tak oto, o 10.45 wieczorem, dawno po ciszy nocnej, stałam sama w cichym, ciemnym korytarzu. I wtedy usłyszałam głosy. Przestraszona schowałam się za posążkiem. Po chwili usłyszałam głos, który rozróżniłabym wśród miliona innych. Syriusz.
- Na pewno umówiły się o 11?
- Tak mówił Max- James. Jasne.
- Cholera, jeszcze się wpędzą w kłopoty…
- W kłopoty to my się wpędzimy, jeśli nie będziecie cicho, - ofuknął ich Remus- one są na to za mądre. Nie dadzą się złapać.
Wyciągnęłam komórkę. Lily przyniosła mi ją na początku roku szkolnego. Kupiła telefony za kieszonkowe od rodziców. Na początku nie chciałam przyjąć prezentu, ale się ugięłam, kiedy powiedziała, że nic więcej od niej nie dostanę do końca szkoły. Wysłałam dziewczynie sms, że spotkanie odwołane.
Nagle zobaczyłam, że chłopcy zbliżają się w moją stronę. Musieli zauważyć błysk wyświetlacza. To chyba mój pechowy dzień… Nie miałam wyjścia, musiałam wyjść z ukrycia. Przeklęłam w myślach Maxa za to, że podsłuchał moją rozmowę z dziewczynami i spojrzałam prosto w twarz Lunatyka:
- Witaj Remusie!
- Jenn?!
- Nie, Duch Święty. A niby kto?
- Myśleliśmy…
- …Że miałyśmy spotkać się z Lily o 11?- wpadłam mu w zdanie- Nieładnie tak podsłuchiwać.

Syriusz
Patrzyła na nas i uśmiechała się złośliwie. Chyba była wściekła. A raczej na pewno. Też bym był na jej miejscu. Równocześnie nie byłbym sobą, gdybym tego nie skomentował:
- To nieładnie wymykać się w nocy z pokoju. Ktoś mógłby Cię przyłapać…
- Ma pan rację, panie Black. No proszę, pan Potter też tu jest. Ale Ciebie Remusie, i ciebie Jennifer bym się tu nie spodziewała- odezwała się chłodnym głosem profesor Mcgonagal. Czyli Lunatyk miał rację- byliśmy za głośno.
- Cała wasza czwórka- marsz do Dormitorium! Minus 40 punktów dla Gryffindoru!
- Pani profesor! 40?- wtrącił James.
- Tak panie Potter. 40. A teraz idzcie spać, zanim ukażę Was bardziej…
*
Jenn
- No to pięknie! I wiesz co? To wszystko Twoja wina- powiedział Syriusz oskarżycielskim tonem. Właśnie wracaliśmy do dormitoriów.
- Moja wina?!- kryknęłam- A to niby czemu? Nikt wam nie kazał za mną leźć!!
- Uspokójcie się! Zanim ktoś jeszcze nas usłyszy i dostaniemy większą karę… Poza tym i ty Syriuszu, i ty James musicie się wyspać. Jutro trening.
- No oczywiście. Jutro macie trening, a włóczycie się po nocach po Zamku. Czy Wy czasem myślicie?!
- Oczywiście, że tak. Trening jest dopiero o szesnastej. Do tej pory się wyśpimy…
- James, nie wyśpicie się. Będziecie padnięci. Gwarantuję Wam to.