czwartek, 31 grudnia 2015

Just close your eyes...

Szczęśliwego Nowego Roku, Koty!!!

Ani Clint Barton ani Peter Parker nie należą do mnie, ale do Marvela. Opowiadanie jest w całości moje, pomysł także jest mój cc: Fragment piosenki z tekstu to piosenka Taylor Swift i Civil War "Safe and sound" z soundtracka do "Igrzysk Śmierci". Piękna piosenka, polecam sobie przesłuchać.

__________________________________________________________________________________

Puk. Puk. Puk.
- Hawkeye?
Clint poderwał się z łóżka i doskoczył do okna, celując pistoletem prosto między duże, puste oczy. Sekundę później odetchnął z ulgą i zabezpieczył broń.
- Spidey? Co ty tu do cholery robisz?! Jest – mężczyzna spojrzał na budzik stojący na szafce nocnej – trzecia nad ranem!
- Ja… Kiedyś powiedziałeś, że jeśli będę potrzebował pomocy, to mogę do ciebie przyjść… Przepraszam, ja po prostu… Lepiej już pójdę.
Blondyn złapał Pajęczaka za ramię, zanim ten zdążył uciec.
- Możesz zostać... Po prostu mnie trochę zaskoczyłeś. – Pomógł chłopakowi wejść do środka i tylko lata pracy w swoim zawodzie powstrzymały go od widocznej reakcji na wygląd Spider-mana. Nastolatek ledwie stał na nogach, był cały we krwi, a jego kostium był w strzępach.
- Dzieciaku, co ci się stało? Chodź, zanim wykrwawisz się na tym dywanie, który kosztuje pewnie więcej, niż ja czy ty kiedykolwiek będziemy mieć. - Mężczyzna delikatnie poprowadził Spideya do łazienki i pomógł mu ściągnąć kostium i bieliznę. Peter był zbyt zamroczony, żeby poczuć wstyd, ale gdy łucznik sięgnął do jego maski, panika uderzyła w niego ze zdwojoną siłą i złapał Clinta za ramię.
- Nie! - pisnął przerażony.
- Pajączku, daj spokój. Nikomu nie powiem, kim jesteś, możesz mi zaufać. A poza tym na pewno będzie ci wygodniej bez maski. – Nastolatek lekko skinął głową i pozwolił Bartonowi delikatnie zdjąć swoją maskę. Clint westchnął, kiedy zobaczył twarz chłopaka. Był naprawdę przystojny. I te oczy... Szybko się otrząsnął. Będziesz się gapić jeszcze przez chwilę, Barton, a dzieciak wykrwawi ci się na twoich rękach! Agent pomógł nastolatkowi wejść do wanny i delikatnie zaczął obmywać jego ciało. Przy okazji obejrzał dokładnie rany chłopaka i z ulgą stwierdził, że większość jest niezbyt głęboka. Kiedy skończył myć nastolatka, delikatnie owinął wokół niego ręcznik i zaniósł go do swojego łóżka. Potem szybko wrócił do łazienki po apteczkę i zaczął opatrywać chłopaka. Kiedy skończył i chciał spytać chłopaka, czy ten czegoś potrzebuje, ze zdziwieniem zauważył, że ten zasnął. Chociaż, gdyby się nad tym bardziej zastanowić, nastolatek musiał być bardzo zmęczony, ale Clint nie spodziewał się, że chłopak zaśnie tak szybko. Barton westchnął i sięgnął po zapasowy koc z szafy. Położył się na podłodze obok łóżka i zasnął.
***
Clint bardzo dobrze wiedział, jakie realistyczne potrafią być złe sny. Podczas tych wszystkich lat pracy dla S.H.I.E.L.D. koszmary nawiedzały go wystarczająco często. Zazwyczaj wspomnienia z najcięższych misji powracały, prędzej, czy później. Kiedy więc godzinę później obudziły go krzyki, nie był zdziwiony.
- Spidey? Spidey, zbudź się. – Chłopak rzucał się na łóżku i wcale się nie budził. Zaczął tylko kwilić żałośnie, w tłumionym płaczu, co ścisnęło Clintowi serce. – Spidey, to ja, Clint. Hawkeye. Jesteś bezpieczny, wśród przyjaciół, nikt cię tu nie skrzywdzi. Proszę, obudź się, chłopaku. Spider-manie! – Barton potrząsnął mocno chłopakiem. Ten krzyknął ostatni raz i wreszcie otworzył oczy. Rozejrzał się przerażony wokół i uspokoił się trochę dopiero, gdy spojrzał w oczy łucznika. Jego policzki były mokre od łez, które wciąż spływały mu po twarzy. Starszy mężczyzna niewiele myśląc przyciągnął nastolatka do siebie i objął mocno. Przez kilka minut po prostu tak siedzieli, Peter wciąż płacząc cicho, z głową wtuloną w klatkę piersiową Bartona.
- Boję się… Nie chcę być sam.
- Nie jesteś sam, spokojnie.
- Zostaniesz ze mną?
- Oczywiście. – Clint otulił Petera i siebie kołdrą zaczął delikatnie nucić, głaszcząc chłopaka po włosach. – Just close your eyes… You’ll be alright… Come morning light… You and I’ll be safe and sound... Obiecuję, przy mnie zawsze będziesz bezpieczny...

piątek, 25 grudnia 2015

Fanfiction Spider-man cz.4

Hej, Koty! 
Oto czwarta, i ostatnia, część mojego fika o Spider-Manie. To fanfiction jest też dostępne na stronie:  archieveofourown.org. Fanfiction zostało napisane przeze mnie i oba konta (i to na blogspocie i na ao3) są moje. Więc, jeśli ktoś widział najpierw moją pracę na ao3, a dopiero potem tę na blogspocie, to jest to ta sama praca, tej samej autorki (TaylorSabrine). A teraz zapraszam do czytania.
Enjoy!
Tay


***
Jeszcze zanim otworzył oczy, poczuł jak ktoś delikatnie całuje jego czoło, nos, policzek, usta. Uśmiechnął się lekko i położył dłoń na karku Petera, przyciągając go mocniej do siebie.
- Dzień dobry.
- Hej. – Peter uśmiechnął się nieśmiało. – Wyspałeś się?
- Tak. Mimo, że ktoś zrobił sobie ze mnie poduszkę – dodał lekko złośliwie starszy mężczyzna i pogłaskał nastolatka po głowie. Chłopak w odpowiedzi zarumienił się lekko, na co Bruce zachichotał. Peter był uroczy. Czego nie omieszkał mu powiedzieć, więc chłopak zawstydził się jeszcze bardziej. Banner pocałował go mocno i zaczął rozbierać, na co Peter ochoczo odpowiedział tym samym. Po chwili obaj byli już nadzy i podnieceni. Nastolatek ocierał się o starszego mężczyznę, potrzebował więcej. Banner delikatnie przesunął palce na jego dziurkę i powoli wsunął jeden do środka. Chłopak jęknął z bólu i spiął się na chwilę. Bruce, chcąc pomóc mu się zrelaksować, zsunął się trochę niżej i przesunął językiem od nasady po czubek jego męskości. Peter uspokoił się odrobinę i starszy mężczyzna mógł zacząć poruszać palcem. Po kilku minutach Bruce dołożył kolejny, potem jeszcze jeden. Nastolatek pojękiwał i sam napierał na pieszczące go palce.
- Bruce, proszę! Potrzebuję…
- Czego, kochanie?
- Chcę cię w sobie. Bardzo. Proszę.
Chłopak przyciągnął go do pocałunku, jakby chcąc jeszcze mocniej podkreślić swoje słowa. Banner wysunął z niego palce i przyłożył do jego dziurki swojego penisa. Delikatnie naparł i jednym ruchem wszedł w nastolatka. Peter krzyknął z bólu i zacisnął się na penisie mężczyzny. W jego oczach zabłysły łzy. Bruce scałował je z jego twarzy i delikatnie pogłaskał go po policzku.
- Ciiii, kochanie, spokojnie. Zaraz będzie lepiej, obiecuję. – Jeszcze chwilę się nie poruszał, aż po chwili usłyszał jak Peter szepce – Już chyba możesz. – Tym razem, kiedy chłopak jęknął, był to wyraz przyjemności. Bruce poruszał się coraz szybciej i mocniej. W pokoju było słychać tylko ich głośne oddechy, przerywane co chwila jękami Petera. Po kilku minutach obaj doszli.
- Kocham cię – wymknęło się nastolatkowi, kiedy poczuł, jak sperma mężczyzny rozlewa się w jego wnętrzu.
Bruce wysunął się z niego i padł na łóżko obok swojego… No właśnie, kogo? Kochanka? Partnera?
- Petey? – Chłopak spojrzał na Bannera spłoszony. Nie powinien był tego mówić. Mężczyzna brzmiał jakby zaraz miał powiedzieć coś, co złamie Peterowi serce na milion kawałeczków. Nastolatek wstał pośpiesznie i zaczął się ubierać.
- N-nic nie mów, proszę. J-ja j-już idę  - wyszeptał łamiącym się głosem, będąc na granicy płaczu.
- Co? Nie, Petey, kotku. Nie mam zamiaru cię wyrzucać.
- N-nie?
- Oczywiście, że nie. Tylko chciałem zapytać - tym razem to Bruce się zarumienił – czy uhm… zgodzisz się pójść ze mną na randkę?
- Chyba pomyliliśmy kolejność, – roześmiał się Peter – ale tak, z wielką chęcią. A teraz, czy moglibyśmy się jeszcze trochę przespać? Jestem padnięty.
- Oczywiście. – Banner zgasił światło i okrył ich obu kołdrą. Po chwili nastolatka dobiegło ciche:
- Pete?
-  Hmm?
- Też cię kocham.

czwartek, 24 grudnia 2015

FanFiction Spider-Man cz.3



Hej, Koty!
Chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt
oraz wszystkiego, co najlepsze,
więcej yaoi, opowiadań ze świata Marvela
i Harry'ego Pottera,
a także szczęsliwego Nowego Roku ccc:

READ & ENJOY
***
Kiedy Peter otworzył oczy, przez chwilę myślał, że nadal śpi. Leżał pośrodku wielkiego, wygodnego łóżka, w powietrzu unosił się zapach naleśników. Zupełnie jak w domu. Moment, przecież on nie miał łóżka! Ani, cholera jasna, domu! Poderwał się gwałtownie i zaraz położył się z powrotem. Wszystko go bolało. Jęknął cichutko i zamknął oczy. Po kilku minutach usłyszał ciche pytanie:
- Peter? Śpisz?
- Nie, nie śpię. I dzień dobry.
- Dzień dobry. Wstań, musisz coś zjeść.
Chłopak niechętnie podniósł się z łóżka i w drodze do kuchni zahaczył jeszcze o łazienkę.
- Jak się czujesz?
- Um, dobrze. Lepiej niż wczoraj.
- To dobrze. Powiesz mi, co się stało?
- To znaczy? – spytał niewinnie Peter, udając, że nie rozumie.
- Spidey, doskonale wiesz, o co mi chodzi. Te wszystkie rany nie mogły powstać jednego dnia. Poza tym, chodzenie na stację benzynową, aby doprowadzić się do porządku po tak ciężkiej walce? Masz mnie za idiotę?
Nastolatek szybko podniósł się z krzesła i odsunął lekko od Bruce’a.
- Lepiej już pójdę…
- Spidermanie! Chcę ci tylko pomóc…
- Niby jak – przerwał mu chłopak. – Nie może mi pan pomóc! Co? Znajdzie mi pan mieszkanie? Zapłaci za rachunki? Albo pozwoli mi tu mieszkać?
- Na przykład! – krzyknął coraz bardziej zdenerwowany naukowiec. – Ale najpierw muszę wiedzieć, co się dzieje! – Mężczyzna ściągnął okulary i schował twarz w dłoniach. Musiał się uspokoić.
Peter widząc stan Bannera, także odetchnął i usiadł z powrotem. Po chwili zaczął mówić.
- W wielkim skrócie. Moi rodzice nie żyją, ugryzł mnie radioaktywny pająk, opiekowała się mną ciotka, ale wyrzuciła mnie z domu, bo jej przeszkadzałem. W ten sposób trafiłem do motelu, a potem na ulicę. Dorabiam robiąc zdjęcia dla Daily Bouge, ale rzadko są z tego jakieś konkretne pieniądze. A teraz jestem tutaj. Wszystko.
- Zostajesz u mnie. – Skwitował jego wypowiedź Bruce. – A jak mogę się do ciebie zwracać?
- …Peter.
- No dobrze Peter. Zakładam, że nie zdejmiesz maski i okay. Rozumiem to. A teraz wybacz, ale muszę zrobić jakieś zakupy. Powinienem wrócić w ciągu kilku godzin. Czuj się jak u siebie.
***
Bruce wrócił do mieszkania późnym wieczorem. Zostawił zakupy w kuchni i poszedł do sypialni. Tam też zastał Petera. Chłopak spał na krześle przy biurku, z głową ułożoną na skrzyżowanych ramionach. Na biurku leżała książka Bannera, jedna z tych na temat biofizyki. Mężczyzna uniósł brwi. Jeśli chłopak naprawdę ją czytał, a co więcej rozumiał, co było tam napisane… Moment. Czytał. Bez maski. Dopiero teraz dotarło do niego, że patrzy na niczym niezakrytą twarz nastolatka. Bardzo przystojnego, ciemnowłosego nastolatka. Delikatnie szturchnął chłopaka, aby go obudzić. Po chwili patrzył prosto w duże, orzechowe oczy.
Peter spojrzał przerażony prosto w oczy starszego mężczyzny. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale sam nie wiedział, co. Banner też nie wyglądał, jakby miał zamiar się odezwać. Chłopak odchrząknął i spuścił wzrok. W końcu, Bruce się odezwał.
- Masz piękne oczy. – Sam nie wiedział, czemu to powiedział. Przecież to go tylko bardziej przestraszy. Nastolatek w odpowiedzi zarumienił się i wyszeptał:
- Dziękuję. – Bruce mu się podobał, odkąd pierwszy raz go zobaczył. A teraz miał wreszcie szansę coś z tym zrobić. Niepewnie podniósł się z krzesła i powoli zbliżył do mężczyzny.
- Mogę Cię… pocałować? – spytał nieśmiało nastolatek. Bruce uśmiechnął się, widząc zakłopotanie chłopaka. Sam przyciągnął go do siebie i pocałował. Najpierw delikatnie, a potem coraz bardziej namiętnie. Czuł, że Peter jest niepewny, prawdopodobnie nie ma w ogóle doświadczenia, ale też nie sprzeciwiał się. Powoli poprowadził go w stronę łóżka i posadził go na brzegu. Wiedział, że chłopak wciąż jest obolały po ostatniej walce, więc nie chciał się dzisiaj zbyt daleko posuwać. Ale zawsze mógł mu sprawić trochę przyjemności. Pocałował go w usta, jednocześnie wsuwając mu ręce pod koszulkę i powoli schodząc pocałunkami w dół. Przesunął dłonie na guzik dżinsów nastolatka i patrząc mu w oczy, wypatrując jakiegokolwiek znaku, że ma przestać, rozpiął mu spodnie i zsunął w dół razem z bielizną. Chłopak był cały czerwony na twarzy i z zażenowaniem odwrócił wzrok. Bruce uniósł się na chwilę i pocałował go.
- Nie wstydź się mnie, proszę – wyszeptał mu prosto w usta. – Nie masz czego.
Klęknął z powrotem  między nogami Petera i zaczął obcałowywać jego twardego od dłuższej chwili penisa, po chwili biorąc go do ust. Zassał się na czubku i zaczął poruszać głową, starając się dać chłopakowi jak najwięcej przyjemności. Nastolatek nad nim jęknął z przyjemności. Nikt poza nim samym nie dotykał wcześniej jego penisa, a tym bardziej nie miał go w ustach. To było takie dziwne  jednocześnie niesamowite uczucie. Nastolatek zamruczał głośno z przyjemności i przesunął dłońmi po ramionach mężczyzny. Boże, było mu tak dobrze.
Banner uśmiechał się delikatnie, słysząc jęki chłopaka. Ruchy dłoni na jego ramionach były coraz bardziej chaotyczne, mężczyzna był pewien, że chłopakowi niewiele brakuje, aby dojść. Bruce rozpiął własne spodnie i wyciągnął swojego penisa z bielizny i zaczął przesuwać po nim dłonią. Po kilku chwilach nastolatek doszedł w ustach naukowca z krzykiem, a ten po kolejnych ruchach własnej dłoni spuścił się na podłogę przy łóżku. Po chwili pociągnął Petera bardziej na łóżko i delikatnie pocałował go w usta.
- Bruce…
- Ciii. Śpij. Porozmawiamy rano.
***

czwartek, 10 grudnia 2015

Spider-man FanFiction cz.2

Oto druga część opowiadania. Mam nadzieję, że się Wam spodoba cc:
________________________________________________________

- Hej, Spidey!
- Doktor Banner? – Spojrzał zszokowany na naukowca. Właśnie miał zamiar przebrać się w normalne ciuchy w łazience na stacji benzynowej, a przy okazji obmyć się trochę. Ale wyglądało na to, że jego plany poszły się kochać. – Uhm, hej. Co pan tu robi?
- Chciałem porozmawiać. I w sumie, mógłbym zapytać cię o to samo – odpowiedział mężczyzna.
- Ja… Eeee… Pomyliłem drogę?
- W mieście, w którym mieszkasz, zakładam, od urodzenia? Musisz mieć bardzo kiepski zmysł orientacji. - I być bardzo zmęczony, skoro naprawdę próbujesz mi to wmówić. - Chodź ze mną.
- Co? Ale dokąd?
- Do mojego mieszkania.
- Po co? Przecież mam własny do…
- Daj spokój, Spidey. Gdybyś miał gdzie pójść, nie zareagowałbyś tak gwałtownie na propozycję Tony’ego. I nie poszedłbyś na stację benzynową, żeby się przebrać. – Spojrzał znacząco na trzymany przez nastolatka t-shirt. - Nie ma dyskusji, idziesz ze mną. I nie martw się, nie karzę ci zdejmować maski. Chociaż nie miałbym nic naprzeciwko. – Nie czekał na odpowiedź nastolatka, tylko pociągnął go delikatnie za łokieć i kazał wsiąść do samochodu. Kiedy chłopak zapinał pas, do uszu naukowca dobiegło ciche: „To podejrzanie przypomina porwanie…”. Bruce prychnął cicho.
***
Peter z ciekawością rozglądał się po kawalerce Bannera. Była mała, schludna i naprawdę ładnie urządzona. A przynajmniej tyle mógł stwierdzić widząc salon połączony z kuchnią.
- Te drzwi po lewej prowadzą do łazienki. Możesz z niej skorzystać, jeśli chcesz. Czuj się jak u siebie. Aha. Chcesz coś do picia? Kawę? Herbatę?
- Poproszę kawę… I chyba rzeczywiście skorzystam z łazienki. A, uhm…
- Ręczniki są w szafce nad umywalką, a w szufladzie powinna też być zapasowa szczoteczka.
- Okay. I tego… dzięki. – mruknął chłopak i szybko zamknął się w łazience. Bruce spojrzał za nim, a potem szybko przebrał się i sięgnął po telefon. Coś czuł, że nastolatek będzie głodny i że w związku z tym powinien zamówić jakieś jedzenie.
***
Peter pozwolił ciepłej wodzie spływać swobodnie po jego ciele i zamknął oczy. Nie powinien się zgadzać. Ale czuł się taki zmęczony, brudny. A skoro doktor Banner i tak domyślił się, że nie ma gdzie pójść, to może pozwoli mu się zdrzemnąć na chwilę. Nawet na podłodze. Na pewno będzie cieplej, niż w nocnym autobusie. Był cały poobijany, na jego ciele nie było chyba miejsca, które nie byłoby sine, zaczerwienione lub po prostu otwartą raną. Delikatnie się umył i, nie patrząc w lustro, wytarł się i ubrał. I tak był pewien, że wygląda strasznie.
Kiedy wyszedł z łazienki, powitał go zapach pizzy i gorącej, mocnej kawy. Na widok jedzenia zaburczało mu w brzuchu i był pewien, że gdyby nie maska, starszy mężczyzna mógłby zobaczyć jak bardzo czerwony jest na twarzy z zażenowania. Ale Bruce tylko uśmiechnął się i kazał mu się częstować. Peter z ochotą zabrał się za jedzenie, a kiedy poczuł, że jest już najedzony, spojrzał nieśmiało na mężczyznę.
- Doktorze, ja… Ja naprawdę dziękuję. Za wszystko. I wiem, że zrobił pan już dla mnie naprawdę dużo…eee…
- Mów dalej - zachęcił go Bruce, widząc zawahanie chłopaka.
- Czy mógłbym… czy mógłbym zostać tu na noc i się przespać? Ja naprawdę, zrobię wszystko, co pan karze i mogę spać nawet na podłodze, nie przeszkadza mi to, przecież…
- Spidey, wystarczy. Spokojnie. I nie będziesz spał na podłodze – nastolatek spuścił wzrok. Czyli ma się wynieść. Już się podnosił, kiedy zatrzymała go dłoń naukowca – możesz spać na kanapie, przyniosę ci pościel. I nie musisz nic robić, naprawdę. Nie przeszkadza mi tu twoja obecność. I widzę, że musisz odpocząć.
- Dziękuję – Spiderman przytulił się do mężczyzny, był naprawdę wdzięczny. Bruce niezręcznie oddał uścisk, kiedy nagle chłopak jęknął z bólu.
- Hej, co jest? Boli cię coś?
- Nie, nie. Wszystko w porządku, naprawdę! – Zaprzeczył, znów zbyt gwałtownie. Zresztą, Banner i tak go już nie słuchał. Podwinął delikatnie jego koszulkę i spojrzał z przerażeniem na wszystkie rany i siniaki na skórze chłopaka. Owszem, nie spodziewał się, że nastolatek wyszedł z potyczki z kosmitami bez szwanku, ale to… Na skórze miał nawet jakieś stare ślady po poparzeniach.
- Połóż się. I nawet nie waż się kłócić – dodał szybko, widząc, że chłopak już otwiera usta. Przyniósł z łazienki apteczkę i uklęknął przy kanapie, na której leżał pajęczak. – Zdejmij koszulkę.
Chłopak, ociągając się, wykonał polecenie. Bruce opatrzył jego rany, poparzenia i siniaki posmarował specjalną maścią. Podczas tych czynności zauważył, że chłopak jest strasznie chudy, praktycznie mógł policzyć wystające przez skórę żebra. Bezwiednie pogłaskał brzuch chłopaka, a gdy zdał sobie sprawę z tego, co zrobił, spojrzał przerażony na jego twarz i uśmiechnął się. Spiderman zasnął i nie zauważył, co się stało. Bruce wziął go delikatnie na ręce i zaniósł do sypialni. W końcu nie mógł pozwolić, aby nastolatek w takim stanie spał na tej cholernie niewygodnej kanapie. Robi to tylko dlatego. Bo „Hulk lubi Spidermana” i ten nie może cierpieć. Bo ratuje świat. Wmawiaj sobie dalej, odezwał się cichutki głosik w jego głowie.
***