Tego
się nie spodziewał. Gdyby sie nad tym zastanowić, to żadne z nich się tego nie spodziewało.
A tu proszę. Peter znajdował pośrodku walki razem z Mścicielami. A z czym
walczyli? Z przerośniętymi różowymi króliczkami. Niektórzy mieli wyobraźnię. W końcu,
naprawdę? Różowe króliczki? Przynajmniej zapowiadało się na koniec. Udało im
się zabić (o ile to właściwe słowo) większość bandy króliczków. Peter
myślał właśnie o tym, aby zniknąć zanim Mściciele za bardzo się nim
zainteresują, kiedy usłyszał krzyk Sokolego Oka:
-
Spidey! Za tobą!
To
chyba nie jest mój szczęśliwy dzień pomyślał nastolatek, kiedy wielki, różowy
króliczek powalił go na ziemie. Cholera, jak na coś co powinno być mięciutkie i
lekkie, ten głupi królik jest strasznie ciężki...
***
Jasna
cholera! Gdyby tylko zdążył ostrzec Spidermana wcześniej. Ale niestety nie
zdążył. Wszystkie pozostałe cholerstwa były już martwe, teraz jedyne co im
zostało, to wyciągnąć Spideya spod ostatniego potwora. Bo inaczej tej różowej
kupy futra nie można było nazwać... Clint spojrzał w stronę chłopaka. Hulk
właśnie podniósł królika i Tony podnosił młodego bohatera. W komunikatorach
rozbrzmiał głos Phila:
-
Stark, raport. Co ze Spidermanem?
-
Jest nie przytomny. Wezmę go do Wieży. Lepiej żeby Bruce jak najszybciej wrócił
do swojego człowieczego ja i zadbał o chłopaka. Jezu, swoją drogą
dzieciak jest lekki jak piórko.
-
Zrozumiałem. Banner będzie w Wieży jak najszybciej się da. Kapitanie, Wdowo,
Falcon, Sokole Oko, wracajcie do Wieży. Zabierzcie po drodze Bannera. Spotkamy
się w skrzydle szpitalnym.
-
Tak jest.
***
Phil
przyspieszył jeszcze bardziej. Nie ważne, że właśnie złamał większość
przepisów, teraz liczyło się zdrowie Spidermana. Cholera, jeśli coś mu się stało...
Cóż, teraz już nic na to nie poradzi.
-
Co z chłopakiem? - spytał zamiast powitania.
-
Nie wiemy jeszcze. Bruce wciąż się nim zajmuje.
-
Czyli czekamy?
-
Tak. - Coulson usiadł ciężko na jednym z krzeseł i odparł głowę na splecionych
dłoniach. Po dwudziestu minutach Bruce wyszedł z sali i spojrzał po
zgromadzonych.
-
Wszystko będzie w porządku. Teraz chłopak jest nieprzytomny, ale wygląda na to,
że jego organizm sam się leczy. Dzieciak miał złamane co najmniej trzy żebra,
ale same zaczęły sie zrastać. Jest też trochę posiniaczony, ale ślady znikną zapewne
w ciągu kilku godzin.
-
To dobrze... ale, powiedziałeś dzieciak?
-
Na oko ma jakieś 20, może 21 lat. W porównaniu z nami jest bardzo młody.
-
Jak myślisz, kiedy się obudzi?
-
Nie jestem pewien, musimy czekać.
-
Dobrze. Kiedy się obudzi, chcę, aby ktoś przy nim był. Ja muszę zadzwonić.
-
Wezmę szybki prysznic i przy nim zostanę. - Phil tylko skinął głową i skierował
się do wyjścia.
***
Dwie
godziny czterdzieści osiem minut dwadzieścia sekund.
Clint
nie opuścił chłopaka nawet na krok. Godzinę temu Natasha przyszła do nich, aby
sprawdzić, czy chłopak się obudził. Nie obudził się.
Cztery
godziny piętnaście minut dziesięć sekund.
Siniaki
na klatce piersiowej i twarzy chłopaka zaczęły powoli znikać. Nastolatek
wyglądał spokojnie podczas snu, zupełnie nie przypominał młodego bohatera.
Wyglądał jak zwykły nastolatek. Clint trzymał jego rękę. W międzyczasie
przyszedł Bruce, aby zmienić chłopakowi kroplówkę. Zajrzeli też Steve, Tony,
Thor i Sam. Nawet Bucky. Spiderman nadal się nie obudził.
Osiem
godzin trzydzieści sześć minut jedenaście sekund.
Trzy
godziny temu przyszedł Phil. Usiadł po drugiej stronie szpitalnego łóżka. Na
początku nic nie mówił. Potem powiedział Clintowi, że chłopak jest teraz
oficjalnie jednym z Mścicieli. Powiedział też, że ma na imię Peter. Peter
Parker. Ma dwadzieścia lat. Wszyscy jego krewni nie żyją, ciotka chłopaka
zmarła rok temu. Peter jest bystry, inteligentny, miał szansę studiować na MIT,
gdyby tylko było go stać na czesne, pracuje na pół etatu dla Daily Bouge. Nadal
się nie obudził. Phil trzymał jego drugą rękę.
***
Kiedy
się obudził, usłyszał przyciszone głosy. Kojarzył je, ale nie wiedział skąd.
Chciał otworzyć oczy, ale był taki zmęczony.
***
Obudził
się z krzykiem. Clint i Phil od razu poderwali się z miejsc, kiedy chłopak
podskoczył na łóżku i otworzył oczy.
Peter rozejrzał się przestraszony po pokoju, w który się znajdował. Wyglądało
na to, że jest w jakimś szpitalu. I ci dwaj mężczyźni wydawali się znajomi…
-
Gdzie jestem?
-
W Avengers Tower, w skrzydle szpitalnym. Straciłeś przytomność, nie było z tobą
kontaktu przez ostatnie dziesięć godzin.
-
Hawkeye?
-
To ja. A to Phil, chyba jeszcze nie mieliście okazji się poznać.
-
Witaj Peter. Miło mi cie spotkać, chociaż okoliczności mogłyby być bardziej
przyjazne.
-
Trudno się nie zgodzić.
***
Kiedy
Peter rozbudził się na tyle, aby pamiętać co się stało, do pokoju wszedł Bruce.
Przyniósł ze sobą czyste ubrania, za co Peter był mu bardzo wdzięczny. Wstydził
się, kiedy zdał sobie sprawę, że jest przykryty cienkim prześcieradłem, a na
sobie ma tylko bokserki. Po szybkim sprawdzeniu stanu zdrowia chłopaka Bruce
wyszedł, zostawiając go z dwoma agentami. Phil i Clint pokazali mu łazienkę,
kazali doprowadzić się do porządku i przyjść na górę, kiedy będzie gotowy.
Peter wstał z łóżka w chwili, kiedy dwaj starsi mężczyźni właśnie wychodzili i
od razu upadł na kolana. Clint i Phil od razu podbiegli do chłopaka i pomogli
mu wstać, nic nie robiąc sobie z protestów chłopaka. Przez chwilę wszyscy trzej
stali w niekomfortowej ciszy, kiedy w końcu Peter zapytał, czy któryś z nich
może pomóc mu wziąć prysznic. Od razu było widać, że chłopak czuje się
zawstydzony, ale nie mieli wyboru. Ostatecznie Clint skinął głową i zaprowadził
Petera do łazienki. Phil został w pokoju. Nie chciał jeszcze bardziej
zawstydzać Petera.
Clint
pomógł Peterowi wejść pod prysznic. Nie chciał, aby sytuacja stała się jeszcze
dziwniejsza, więc cicho zaproponował, aby Peter został w bieliźnie. Chłopak od
razu przystał na propozycję. Starszy mężczyzna odkręcił wodę i pomógł
chłopakowi się umyć, podczas gdy ten modlił się, aby mógł już się ubrać.
Zaczynało mu się podobać, Clint miał takie delikatne dłonie, ale nie chciał
żeby mężczyzna zauważył. Już i tak pewnie myślał o Peterze jak o małym dziecku,
nie potrafił nawet prosto stanąć, a co dopiero samemu się umyć. Po kilku
minutach, które dłużyły się dla chłopaka niemiłosiernie, Clint wyłączył wodę i
podał Peterowi ręcznik. Prysznic trochę go ożywił i rozluźnił bolące mięśnie,
więc przy lekkim wysiłku, Peter dał sobie radę sam. Clint lekko podtrzymując
chłopaka, zaprowadził go z powrotem do pokoju, gdzie czekał na nich Phil.
Mężczyzna podał Peterowi ubrania i razem z Clintem odwrócili się, aby dać
chłopakowi trochę prywatności. Peter ubrał się jak najszybciej mógł i z małą
pomocą ze strony Phila i Clinta poszedł spotkać się z resztą Mścicieli.