niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 3


Dobry wieczór Koty! Wiem, wiem, spóźniłam się. I bardzo przepraszam. I mam wytłumaczenie: najpierw byłam chora, potem musiałam nadrobić kilkadziesiąt sprawdzianów, no a ostatecznie nie miałam weny. Dzisiaj troszkę krócej, niż zwykle, ale obiecuję, wynagrodzę Wam. Aha. Bardzo Was proszę, jeśli ktokolwiek to czyta, zostawcie po sobie ślad. Nawet najmniejszy, najkrótszy komentarz. Bardzo proszę, to bardzo podbudowuje początkujących pisarzy. Baaardzooo początkujących...

Jenn
- Eeee… Bo…- Spojrzałam za siebie. Dziesięć metrów do drzwi. Gdybym się pośpieszyła, zdążyłabym uciec… Nie! Stop! Nie będę uciekać! No, może chociaż od odpowiedzi…
- A czy to ważne? W końcu to tylko nazwisko…
- Skoro to TYLKO nazwisko, to czemu nam nie powiedziałaś?
- Bo to nie ma znaczenia!
- Dla nas ma - mruknął Remus.
- Merlinie… Dobrze, nie będę się kłócić- Syriusz parsknął cicho słysząc moje słowa. Spojrzałam na niego groźnie.- Nie pomagasz- syknęłam.- Może zrobię herbaty i porozmawiamy na spokojnie?
- Taa, zrób im herbatki Jennie, to na pewno ich uspokoi.- Czy on to robi specjalnie? W ten sposób chyba nigdy się z nimi nie dogadam!
- Syriusz! Nie przeszkadzaj mi! Chodźmy do salonu- Gestem pokazałam pozostałym czarodziejom, aby za mną poszli.
Po chwili siedzieliśmy już przed kominkiem w dużym salonie.- No dobra, to może zacznę od początku…
- No to trochę tu posiedzimy.- Argh! Nienawidzę go.
***
Wszystko zaczęło się kiedy miałam dziesięć lat. Jakoś miesiąc przed moim przybyciem do Hogwartu. Mój ojciec był bardzo konserwatywny. W końcu jako jedni z ostatnich Czystokrwistych musieliśmy dawać dobry przykład. Służyć Voldemortowi, szpiegować dla Voldemorta, wżenić się w rodzinę szpiegującą dla Voldemorta, urodzić dzieci, które będą szpiegować dla Voldemorta, wżenić dzieci w rodziny szpiegujące dla Voldemorta, i tak dalej, i tak dalej. Ale nie ważne.
W każdym razie, Abraxas Malfoy był bardzo konserwatywny. I bardzo dbał o to, by jego dzieci przejęły po nim jego ‘słuszne’ poglądy. Na jego nieszczęście, z  dwójki dzieci tylko starszy syn uważał tak samo, jak Abraxas. Młodsza córka, totalna pacyfistka i indywidualistka, miała troszkę inne zdanie na ten temat. W ogóle nie obchodziło mnie, co mówił mój ojciec, co próbował wytłumaczyć mi brat. Byłam przeciwna metodom zdobywania władzy przez Voldemorta, byłam przeciwna wszelkim kłamstwom, oszustwom i zabijaniu. Cholera, miałam strasznie wyidealizowane poglądy na życie. No, ale wracając do tamtych wakacji. Ojciec oczekiwał ode mnie, tak jak kilka lat wcześniej od Lucjusza, że złoże przysięgę Voldemortowi. No na Merlina! Ja?! Ojciec świetnie mnie znał, wiedział, że się nie zgodzę. Ale trzeba ojcu przyznać, starał się.
„Jennifer, zastanów się dobrze. Czarny Pan niedługo będzie rządzić naszym światem. Pomyśl tylko, kogo zrobi swoim następcą? Komu daruje życie? Komu będzie wdzięczny za pomoc? Za służbę? Chcesz zmarnować taką szansę dla naszej rodziny?! Czy ty nie rozumiesz, że nas zgubisz?! Nie rozumiesz, że jeśli odmówisz nasza rodzina zostanie wykluczona?! Malfoyowie od zawsze byli, są i będą najbardziej poważaną, czystokrwistą rodziną w świecie czarodziejów! Rozumiesz?! Nie pozwolę, aby jakaś głupia gówniara zniszczyła to, na co Malfoyowie pracowali od pokoleń!”
„Naprawdę myślisz, że Voldemort będzie nam wdzięczny?! Za co niby?! Prędzej zabije nas na samym początku, aby pozbyć się konkurencji! W końcu Malfoyowie to taka ‘ważna’ rodzina! +I nie obchodzi mnie, co się stanie z wątpliwą reputacją naszej rodziny! To jest mój wybór, a ja nie będę mordować tylko dlatego, że ty tego chcesz!”
„Jenn, cholera, zastanów się co mówisz!”
„Dokładnie wiem, co mówię Lucjuszu! Chcę żyć według własnych zasad i nie chcę wykonywać czyichś chory rozkazów!”
Niestety, chyba nie wyszło mi przekonywanie ich do mojego zdania, ale cóż. Zawsze zostają groźby…
„Posłuchaj mnie gówniaro! Albo złożysz przysięgę Czarnemu Panu, albo nie masz się co pokazywać w tym domu!”
Miałam dziesięć lat, a on mnie wyrzucił. Chociaż mój brat zwykł mówić, że przecież „miałam wybór”. No więc, jak się zapewne domyślacie, odrzuciłam propozycję mojego ojca. Nie był zadowolony. Krzyczał na mnie przez kolejną godzinę. Mówił, ja to ja jestem samolubna, głupia, że będę żałować i inne bzdury. Chyba nie dostałabym nagrody dla córki roku.
A szkoda. Po tej całej tyradzie wycelował we mnie różdżką. Chciał chyba rzucić jakieś zaklęcie niewybaczalne, ale zwiałam do mojego pokoju. Wzięłam kilka rzeczy i uciekłam przez okno. Kilka godzin błądziłam po Londynie, aż trafiłam na dworzec. Jakimś cudem trafiłam na peron 9 i 3/4, gdzie czekał na mnie pociąg. Wsiadłam, a po kilku godzinach byłam w Hogwarcie. Spotkałam Hagrida, powiedziałam, że jestem uczennicą, że moi rodzice wysłali mnie tu do szkoły, bo nie chcą czarodziejki w domu, że nie mam co ze sobą zrobić. Hagrid zawiadomił profesora Dumbledore’ a, a ja zamieszkałam w szkole.
***
- Dalej już wszystko wiecie.- Miny czarodziejów były bezcenne. Chyba byli w szoku… Pierwszy ogarnął się Lupin.
- Ale czemu nic nie powiedziałaś?
- No, nie wiem… Może dlatego, że moim zdaniem chwalenie się taką rodziną, jest zbędne. Jakoś nie miałam ochoty mówić wam, że mój brat to śmierciożerca i uwziął się na mnie, bo przeze mnie Malfoyowie stracili w oczach Voldemorta. Nie uważam tego za powód do dumy.
-  Przesadzasz, zrozumielibyśmy…
- Taaak?- Wtrącił Syriusz. O nie. Błagam, nic nie mów. Byłam pewna, że Łapa coś palnie. I niestety, miałam rację- A co powiecie na to,  że Lucjusz tu dzisiaj był? Na jakieś dziesięć minut przed waszym przybyciem.
Cholera jasna. Jeśli chwilę temu było dosyć spokojnie, to teraz wszyscy obecni byli wkurzeni. Łącznie ze mną. Tylko Syriusz wyglądał na zadowolonego z siebie. Szlag!

1 komentarz:

  1. Witam,
    ha i wyjaśniło się, nie popierała Voldemorta i odcięła się od rodziny zupełnie....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń