Dobry wieczór Koty! Wiem, wiem, spóźniłam się. I bardzo przepraszam. I mam wytłumaczenie: najpierw byłam chora, potem musiałam nadrobić kilkadziesiąt sprawdzianów, no a ostatecznie nie miałam weny. Dzisiaj troszkę krócej, niż zwykle, ale obiecuję, wynagrodzę Wam. Aha. Bardzo Was proszę, jeśli ktokolwiek to czyta, zostawcie po sobie ślad. Nawet najmniejszy, najkrótszy komentarz. Bardzo proszę, to bardzo podbudowuje początkujących pisarzy. Baaardzooo początkujących...
Jenn
- Eeee… Bo…- Spojrzałam za siebie. Dziesięć
metrów do drzwi. Gdybym się pośpieszyła, zdążyłabym uciec… Nie! Stop! Nie będę
uciekać! No, może chociaż od odpowiedzi…
- A czy to ważne? W końcu to tylko nazwisko…
- Skoro to TYLKO nazwisko, to czemu nam nie
powiedziałaś?
- Bo to nie ma znaczenia!
- Dla nas ma - mruknął Remus.
- Merlinie… Dobrze, nie będę się kłócić-
Syriusz parsknął cicho słysząc moje słowa. Spojrzałam na niego groźnie.- Nie
pomagasz- syknęłam.- Może zrobię herbaty i porozmawiamy na spokojnie?
- Taa, zrób im herbatki Jennie, to na pewno
ich uspokoi.- Czy on to robi specjalnie?
W ten sposób chyba nigdy się z nimi nie dogadam!
- Syriusz! Nie przeszkadzaj mi! Chodźmy do
salonu- Gestem pokazałam pozostałym czarodziejom, aby za mną poszli.
Po chwili siedzieliśmy już przed kominkiem w
dużym salonie.- No dobra, to może zacznę od początku…
- No to trochę tu posiedzimy.- Argh! Nienawidzę go.
***
Wszystko
zaczęło się kiedy miałam dziesięć lat. Jakoś miesiąc przed moim przybyciem do
Hogwartu. Mój ojciec był bardzo konserwatywny. W końcu jako jedni z ostatnich
Czystokrwistych musieliśmy dawać dobry przykład. Służyć Voldemortowi,
szpiegować dla Voldemorta, wżenić się w rodzinę szpiegującą dla Voldemorta,
urodzić dzieci, które będą szpiegować dla Voldemorta, wżenić dzieci w rodziny
szpiegujące dla Voldemorta, i tak dalej, i tak dalej. Ale nie ważne.
W
każdym razie, Abraxas
Malfoy był bardzo konserwatywny. I bardzo dbał o to, by jego dzieci
przejęły po nim jego ‘słuszne’ poglądy. Na jego nieszczęście, z dwójki dzieci tylko starszy syn uważał tak
samo, jak Abraxas. Młodsza córka, totalna pacyfistka i indywidualistka, miała
troszkę inne zdanie na ten temat. W ogóle nie obchodziło mnie, co mówił mój
ojciec, co próbował wytłumaczyć mi brat. Byłam przeciwna metodom zdobywania
władzy przez Voldemorta, byłam przeciwna wszelkim kłamstwom, oszustwom i
zabijaniu. Cholera, miałam strasznie wyidealizowane poglądy na życie. No, ale
wracając do tamtych wakacji. Ojciec oczekiwał ode mnie, tak jak kilka lat
wcześniej od Lucjusza, że złoże przysięgę Voldemortowi. No na Merlina! Ja?!
Ojciec świetnie mnie znał, wiedział, że się nie zgodzę. Ale trzeba ojcu
przyznać, starał się.
„Jennifer,
zastanów się dobrze. Czarny Pan niedługo będzie rządzić naszym światem. Pomyśl
tylko, kogo zrobi swoim następcą? Komu daruje życie? Komu będzie wdzięczny za
pomoc? Za służbę? Chcesz zmarnować taką szansę dla naszej rodziny?! Czy ty nie
rozumiesz, że nas zgubisz?! Nie rozumiesz, że jeśli odmówisz nasza rodzina
zostanie wykluczona?! Malfoyowie od zawsze byli, są i będą najbardziej
poważaną, czystokrwistą rodziną w świecie czarodziejów! Rozumiesz?! Nie
pozwolę, aby jakaś głupia gówniara zniszczyła to, na co Malfoyowie pracowali od
pokoleń!”
„Naprawdę
myślisz, że Voldemort będzie nam wdzięczny?! Za co niby?! Prędzej zabije nas na
samym początku, aby pozbyć się konkurencji! W końcu Malfoyowie to taka ‘ważna’
rodzina! +I nie obchodzi mnie, co się stanie z wątpliwą reputacją naszej
rodziny! To jest mój wybór, a ja nie będę mordować tylko dlatego, że ty tego
chcesz!”
„Jenn,
cholera, zastanów się co mówisz!”
„Dokładnie
wiem, co mówię Lucjuszu! Chcę żyć według własnych zasad i nie chcę wykonywać
czyichś chory rozkazów!”
Niestety,
chyba nie wyszło mi przekonywanie ich do mojego zdania, ale cóż. Zawsze zostają
groźby…
„Posłuchaj
mnie gówniaro! Albo złożysz przysięgę Czarnemu Panu, albo
nie masz się co pokazywać w tym domu!”
Miałam
dziesięć lat, a on mnie wyrzucił. Chociaż mój brat zwykł mówić, że przecież
„miałam wybór”. No więc, jak się zapewne domyślacie, odrzuciłam propozycję
mojego ojca. Nie był zadowolony. Krzyczał na mnie przez kolejną godzinę. Mówił,
ja to ja jestem samolubna, głupia, że będę żałować i inne bzdury. Chyba nie
dostałabym nagrody dla córki roku.
A szkoda. Po tej całej tyradzie wycelował we mnie
różdżką. Chciał chyba rzucić jakieś zaklęcie niewybaczalne, ale zwiałam do
mojego pokoju. Wzięłam kilka rzeczy i uciekłam przez okno. Kilka godzin
błądziłam po Londynie, aż trafiłam na dworzec. Jakimś cudem trafiłam na peron 9
i 3/4, gdzie czekał na mnie pociąg. Wsiadłam, a po kilku
godzinach byłam w Hogwarcie. Spotkałam Hagrida, powiedziałam, że jestem
uczennicą, że moi rodzice wysłali mnie tu do szkoły, bo nie chcą czarodziejki w
domu, że nie mam co ze sobą zrobić. Hagrid zawiadomił profesora Dumbledore’ a,
a ja zamieszkałam w szkole.
***
- Dalej już wszystko wiecie.- Miny
czarodziejów były bezcenne. Chyba byli w szoku… Pierwszy ogarnął się Lupin.
- Ale czemu nic nie powiedziałaś?
- No, nie wiem… Może dlatego, że moim zdaniem
chwalenie się taką rodziną, jest zbędne. Jakoś nie miałam ochoty mówić wam, że
mój brat to śmierciożerca i uwziął się na mnie, bo przeze mnie Malfoyowie
stracili w oczach Voldemorta. Nie uważam tego za powód do dumy.
-
Przesadzasz, zrozumielibyśmy…
- Taaak?- Wtrącił Syriusz. O nie. Błagam, nic nie mów. Byłam pewna,
że Łapa coś palnie. I niestety, miałam rację- A co powiecie na to, że Lucjusz tu dzisiaj był? Na jakieś dziesięć
minut przed waszym przybyciem.
Cholera
jasna.
Jeśli chwilę temu było dosyć spokojnie, to teraz wszyscy obecni byli wkurzeni.
Łącznie ze mną. Tylko Syriusz wyglądał na zadowolonego z siebie. Szlag!
Witam,
OdpowiedzUsuńha i wyjaśniło się, nie popierała Voldemorta i odcięła się od rodziny zupełnie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia