sobota, 14 lutego 2015

Rozdział pierwszy: Never In Dreams



Jenn
Siedziałam w ciemnej kuchni. W kuchni znajdującej się w domu nr 12, przy ulicy Grimmauld Place. Na stole i na podłodze leżały pootwierane księgi. Przeczytałam je już chyba milion razy, a nadal nie mogłam znaleźć tego cholernego zaklęcia. Zresztą, przeczytałam całą wielką bibliotekę książek znajdujących się w tym domu. W końcu miałam na to całe piętnaście lat. Ach… Gdyby nie mój brat mogłabym zabrać się za jakieś bardziej konstruktywne zajęcie. Ale nie, oczywiście musiał się wtrącić. No ale cóż. W chwili, gdy zapalałam kolejną świeczkę, do pokoju wszedł Kingsley Shacklebolt. Tydzień wcześniej uratowałam jego i premiera mugoli przed bandą śmierciożerców z Greybackiem na czele. Od tej pory nie wyściubiłam nosa zza drzwi domu przy Grimmauld Place.
- Powiesz mi, gdzie jesteśmy?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła Kingsley. Jak się czuje premier mugoli?
- Ech, chyba całkiem dobrze. A jak nie chcesz, to nie mów… Przecież siłą tego z Ciebie nie wyciągnę…
- No, masz rację. A teraz idź spać, już późno. Dobranoc- uśmiechnęłam się i powróciłam do lektury.
*
Było już dawno po północy, a ja wciąż czytałam. Oczy zaczynały mi się kleić, ale chciałam choć doczytać rozdział. Właśnie kończyłam, gdy usłyszałam jakiś hałas dochodzący z korytarza. Wstałam i powoli ruszyłam w stronę drzwi. Moim błędem było odwrócenie się na dźwięk upadając ze stołu książki. Wtedy usłyszałam:
- Expeliarmus!
Upadłam na ziemię jakieś trzy metry od miejsca, w którym jeszcze przed chwilą stałam. Chciałam sięgnąć po różdżkę, ale ktoś przytrzymywał ją czubkiem buta. Chciałam podnieść oczy i spojrzeć na mojego potencjalnego mordercę, ale nie miałam siły. Zaklęcie i moje zmęczenie nie dały razem dobrych efektów. Na szczęście wkroczył Shacklebolt.
- Zostaw ją Moody! Ona uratowała mi życie.- I wtedy się zaczęło. Czarodziej opuścił różdżkę. Spojrzałam na jego twarz, którą oświetlało światło księżyca. Pełnia. Powstałą po słowach Kingsleya, przerwał głośny krzyk. Spojrzałam w stronę, z której dochodził. Mężczyzna, nie mogłam dojrzeć jego twarzy, zmieniał się właśnie w wilkołaka. PO chwili rzucił się na stojącą najbliżej osobę. Sięgnęłam po moją różdżkę.
- Actio eliksir- w mojej dłoni znalazł się mały flakonik. Jak dobrze, że w tym domu są tego całego magicznego cholerstwa pokaźne zapasy. Spojrzałam na wilkołaka walczącego z… wyrośniętym psem. Wow. Zwierzak bardzo mi kogoś przypominał. Ale kogo? Podeszłam cicho do wilkołaka. Z boku. Jeszcze chciałam pożyczyć, a zakradając się od tyłu, moje życzenie najpewniej by się nie spełniło. Pies powalił wilkołaka na ziemię, a wtedy skoczyłam na niego i wlałam mu do pyska zawartość flakonika. I doznałam szoku.
- Remus?!
- Jennie?- Syriusz. Na Merlina! Syriusz! Pisnęłam i wskoczyłam w ramiona animaga. Przytuliłam się, mężczyzna odwzajemnił uścisk. Po chwili zlazłam z niego i stanęłam na podłodze. Usłyszałam szept –Lumos- i po chwili w pokoju zrobiło się jasno, jak w dzień. Przesunęłam wzorkiem po twarzach zebranych. Rozpoznałam kilka osób. Uśmiechnęłam się delikatnie. Ciekawe czy oni cieszą się na mój widok, tak jak ja widząc ich..?
- Co ty tu robisz do cholery?!- Cóż, chyba jednak nie…
*
- Ja tu mieszkam. Mam nadzieję że Cię nie uraziłam Syriuszu.
-Nie. Dlaczego?
-Wiesz... W końcu to Twój dom.
-Ale jak to mieszkasz? Tutaj? Czemu?– Remus, który zdążył już dojść do siebie, nie ukrywał zdziwienia.
-I jak tu się znalazł Kingsley? I dlaczego premier mugoli leży nieprzytomny w holu?– Szalonooki. No tak. Ani chwili spokoju…
-To długa historia.- Nie chciałam im tego opowiadać. Bo i po co?
-Nam się nie śpieszy.
-Wiedziałam- mruknęłam pod nosem.
Zaczęłam opowiadać.
„ Dwa tygodnie temu postanowiłam wybrać się na spacer nad jezioro. Od dawna nie wychodziłam i stwierdziłam, że to dobry pomysł. Następnym razem jak pomyślę, że coś jest dobrym pomysłem, zostanę w domu… No ale mniejsza z tym. Siedziałam na skraju lasu, gdy usłyszałam huk. No, nie jeden. Poszłam w kierunku hałasu i wtedy zobaczyłam. Greybacka. Aha. I jeszcze kilku innych śmierciożerców. Pozabijać się próbowali...”
-Dokładniej to wilkołak próbował mnie pożreć, a śmierciożercy przekabacić premiera mugoli na swoją stronę. Nawet nie musieli się wysilać! Od razu się zgodził! Ten idiota prawie wykopał sobie grób! – Wtrącił Kingsley.
-Nie przerywaj mi!- Warknęłam. Byłam już naprawdę zmęczona, a oni mnie ciągle męczyli.
„ Wracając. Jakoś im pomogłam. Teleportowaliśmy się na Grimmauld Place. No i to wszystko.”
-Jennifer. Przecież świetnie sobie poradziłaś. Tych kilkunastu śmierciożerców na jedną, to dużo. Gdyby nie ty, dawno bym już był karmą dla wyrośniętego psa. Nie obraź się Remusie. – Sprzeciwił się Kingsley.
-Przesadzasz. Po prostu rzuciłam kilka zaklęć. I to wszystko.

1 komentarz:

  1. Witam,
    początek opowiadania ciekawy jej zakończenie świetne..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń