Jenn
Siedziałam w ciemnej kuchni. W kuchni znajdującej
się w domu nr 12, przy ulicy Grimmauld Place. Na stole i na podłodze leżały pootwierane
księgi. Przeczytałam je już chyba milion razy, a nadal nie mogłam znaleźć tego
cholernego zaklęcia. Zresztą, przeczytałam całą wielką bibliotekę książek
znajdujących się w tym domu. W końcu miałam na to całe piętnaście lat. Ach…
Gdyby nie mój brat mogłabym zabrać się za jakieś bardziej konstruktywne
zajęcie. Ale nie, oczywiście musiał się wtrącić. No ale cóż. W chwili, gdy
zapalałam kolejną świeczkę, do pokoju wszedł Kingsley Shacklebolt. Tydzień
wcześniej uratowałam jego i premiera mugoli przed bandą śmierciożerców z
Greybackiem na czele. Od tej pory nie wyściubiłam nosa zza drzwi domu przy
Grimmauld Place.
-
Powiesz mi, gdzie jesteśmy?
-
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła Kingsley. Jak się czuje premier mugoli?
- Ech,
chyba całkiem dobrze. A jak nie chcesz, to nie mów… Przecież siłą tego z Ciebie
nie wyciągnę…
- No,
masz rację. A teraz idź spać, już późno. Dobranoc- uśmiechnęłam się i
powróciłam do lektury.
*
Było już dawno po północy, a ja wciąż czytałam.
Oczy zaczynały mi się kleić, ale chciałam choć doczytać rozdział. Właśnie
kończyłam, gdy usłyszałam jakiś hałas dochodzący z korytarza. Wstałam i powoli
ruszyłam w stronę drzwi. Moim błędem było odwrócenie się na dźwięk upadając ze
stołu książki. Wtedy usłyszałam:
-
Expeliarmus!
Upadłam
na ziemię jakieś trzy metry od miejsca, w którym jeszcze przed chwilą stałam. Chciałam
sięgnąć po różdżkę, ale ktoś przytrzymywał ją czubkiem buta. Chciałam podnieść
oczy i spojrzeć na mojego potencjalnego mordercę, ale nie miałam siły. Zaklęcie
i moje zmęczenie nie dały razem dobrych efektów. Na szczęście wkroczył
Shacklebolt.
-
Zostaw ją Moody! Ona uratowała mi życie.- I wtedy się zaczęło. Czarodziej opuścił
różdżkę. Spojrzałam na jego twarz, którą oświetlało światło księżyca. Pełnia.
Powstałą po słowach Kingsleya, przerwał głośny krzyk. Spojrzałam w stronę, z
której dochodził. Mężczyzna, nie mogłam dojrzeć jego twarzy, zmieniał się
właśnie w wilkołaka. PO chwili rzucił się na stojącą najbliżej osobę. Sięgnęłam
po moją różdżkę.
-
Actio eliksir- w mojej dłoni znalazł się mały flakonik. Jak dobrze, że w tym
domu są tego całego magicznego cholerstwa pokaźne zapasy. Spojrzałam na
wilkołaka walczącego z… wyrośniętym psem. Wow. Zwierzak bardzo mi kogoś
przypominał. Ale kogo? Podeszłam cicho do wilkołaka. Z boku. Jeszcze chciałam
pożyczyć, a zakradając się od tyłu, moje życzenie najpewniej by się nie
spełniło. Pies powalił wilkołaka na ziemię, a wtedy skoczyłam na niego i wlałam
mu do pyska zawartość flakonika. I doznałam szoku.
-
Remus?!
-
Jennie?- Syriusz. Na Merlina! Syriusz! Pisnęłam i wskoczyłam w ramiona animaga.
Przytuliłam się, mężczyzna odwzajemnił uścisk. Po chwili zlazłam z niego i
stanęłam na podłodze. Usłyszałam szept –Lumos- i po chwili w pokoju zrobiło się jasno, jak w dzień. Przesunęłam
wzorkiem po twarzach zebranych. Rozpoznałam kilka osób. Uśmiechnęłam się
delikatnie. Ciekawe czy oni cieszą się na
mój widok, tak jak ja widząc ich..?
- Co
ty tu robisz do cholery?!- Cóż, chyba jednak nie…
*
- Ja
tu mieszkam. Mam nadzieję że Cię nie uraziłam Syriuszu.
-Nie.
Dlaczego?
-Wiesz...
W końcu to Twój dom.
-Ale
jak to mieszkasz? Tutaj? Czemu?– Remus, który zdążył już dojść do siebie, nie
ukrywał zdziwienia.
-I jak
tu się znalazł Kingsley? I dlaczego premier mugoli leży nieprzytomny w holu?–
Szalonooki. No tak. Ani chwili spokoju…
-To
długa historia.- Nie chciałam im tego opowiadać. Bo i po co?
-Nam
się nie śpieszy.
-Wiedziałam-
mruknęłam pod nosem.
Zaczęłam
opowiadać.
„ Dwa
tygodnie temu postanowiłam wybrać się na spacer nad jezioro. Od dawna nie
wychodziłam i stwierdziłam, że to dobry pomysł. Następnym razem jak pomyślę, że
coś jest dobrym pomysłem, zostanę w domu… No ale mniejsza z tym. Siedziałam na
skraju lasu, gdy usłyszałam huk. No, nie jeden. Poszłam w kierunku hałasu i
wtedy zobaczyłam. Greybacka. Aha. I jeszcze kilku innych śmierciożerców. Pozabijać
się próbowali...”
-Dokładniej
to wilkołak próbował mnie pożreć, a śmierciożercy przekabacić premiera mugoli
na swoją stronę. Nawet nie musieli się wysilać! Od razu się zgodził! Ten idiota
prawie wykopał sobie grób! – Wtrącił Kingsley.
-Nie
przerywaj mi!- Warknęłam. Byłam już naprawdę zmęczona, a oni mnie ciągle
męczyli.
„
Wracając. Jakoś im pomogłam. Teleportowaliśmy się na Grimmauld Place. No i to
wszystko.”
-Jennifer.
Przecież świetnie sobie poradziłaś. Tych kilkunastu śmierciożerców na jedną, to
dużo. Gdyby nie ty, dawno bym już był karmą dla wyrośniętego psa. Nie obraź się
Remusie. – Sprzeciwił się Kingsley.
-Przesadzasz.
Po prostu rzuciłam kilka zaklęć. I to wszystko.
Witam,
OdpowiedzUsuńpoczątek opowiadania ciekawy jej zakończenie świetne..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia