1.
Po
raz pierwszy, gdy to się stało, byli na misji - ich pierwszej razem. A raczej
tuż po niej. Właśnie skończyli robotę, a Clint rozmawiał z Furym. Nie mieli jak
wrócić do Nowego Jorku. Ani nawet do USA. Fury nie miał kogo po nich wysłać,
wszyscy mieli jakąś robotę, a w tym cholernym mieście nie było ani lotniska,
ani dworca kolejowego, ani nawet pieprzonego przystanku autobusowego. Clint nie
był szczęśliwy, że muszą przenocować w hotelu, ale, w porównaniu z Pietro, miał
całkiem dobry humor. Chłopak jak tylko usłyszał ‘wspaniałą’ wiadomość, zacisnął
pięści i przez zęby wycedził, że na pewno nie zostanie ani chwili dłużej w tym
durnym miasteczku. Zaczął się kłócić, a jego argumenty były z każdą chwilą
coraz głupsze. W końcu starszy mężczyzna stracił cierpliwość i wrzasnął na
chłopaka, żeby się zamknął. Ku jego zdumieniu, Pietro posłuchał. Spuścił głowę
i posłusznie czekał na dalsze polecenia. Clintowi ścisnęło się serce na ten
widok, ale kazał chłopakowi iść za sobą i nie oglądając się w jego stronę,
poszedł w kierunku najbliższego hotelu.
Barton
uśmiechnął się czarująco do recepcjonistki, która łamanym angielskim
powiedziała mu, że został tylko jeden wolny pokój(NAPRAWDĘ, W TAKIEJ DZIURZE
KTOŚ SIĘ W OGÓLE ZATRZYMYWAŁ?!). Clint zabrał kluczyk do pokoju i skinął głową
na Pietra.
Pokój
nie był zły. Naprawdę. Był tylko jeden problem. Dosłownie - jeden. Jedno łóżko.
Młodszy z mężczyzn zbladł lekko. Rzucił swój plecak na podłogę i zamknął się
szybko w łazience. Clint skrzywił się. Nie przeszkadzało mu to, że chłopak nie
pytając poszedł się ogarnąć jako pierwszy, ale to, jak dziwnie się zachowywał.
Nawet jak na niego. Po chwili Pietro wypadł z łazienki i sięgnął do swojego
plecaka po wygodniejsze ciuchy. Clint w tym czasie poszedł wziąć prysznic,
zabierając swoje zapasowe ubrania ze sobą. Kiedy wyszedł, zastał Pietra
siedzącego na podłodze przy łóżku. Chłopak oparł głowę na kolanach i się nie
ruszał.
-
Hej, Pietro? – Kiedy chłopak uniósł głowę, starszy spojrzał na niego poważniej.
– Idź do łóżka, ja prześpię się na podłodze.
-
Nie, proszę, mi tu jest wygodnie. Ty weź łóżko. Starsi ludzie, jak ty, nie
powinni nadwyrężać kręgosłupów śpiąc na ziemi. – Odpowiedział Pietro, ale bez
zwykłej wesołości w głosie.
-
Jesteś pewny, dzieciaku?
-
Tak, tak, jestem. Gaś już światło, przecież chciałeś iść spać! – Warknął
chłopak i odwrócił się od Clinta. Ten tylko westchnął i po drodze do łóżka
zgasił światło.
-
Dobranoc, Pietro.
-
Taa, branoc…
Obudził
go krzyk. Odruchowo sięgnął po broń, ale po chwili ją opuścił, kiedy zrozumiał,
że to Pietro krzyczy przez sen. Chłopak kulił się na podłodze i cały się trząsł.
Barton powoli do niego podszedł i potrząsnął go za ramię. W odpowiedzi, chłopak
tylko zatrząsł się mocniej i zaczął cichutko błagać:
-
Nie, nie… Proszę… Przestań… Proszę!
-
Ciiiii, Pietro, to ja. Clint. Proszę, dzieciaku, obudź się. Tu jesteś
bezpieczny. Pietro!
Chłopak
otworzył gwałtownie oczy i zamachnął się. Zaciśniętą dłoń uderzyła Bartona w
szczękę, a on jęknął. Clint złapał chłopaka za ręce i pilnując, żeby ten go
znowu nie uderzył, delikatnie przyciągnął go do siebie i przytulił. Po kilku
minutach, chłopak uspokoił się i wyplątał z uścisku.
-
Przepraszam. Nie chciałem cię obudzić. Ani uderzyć. Naprawdę, przepraszam. Ja…
- Głos chłopaka załamał się na ostatnim słowie. Spuścił wzrok na podłogę i
zamilkł.
-
Nic się nie stało, Pietro. Naprawdę, rozumiem. A teraz chodź, idziemy spać. –
Clint złapał młodszego mężczyznę za dłoń i pociągnął w stronę łóżka. Ten
spojrzał na niego niepewnie, ale posłusznie poszedł za Bartonem. Po chwili obaj
leżeli obok siebie, Pietro kuląc się na samym brzegu łóżka. Hawkeye sięgnął do
niego i delikatnie przyciągnął go bliżej, obejmując go. Zaczął delikatnie
głaskać włosy chłopaka i nie przestał tak długo, aż obaj zasnęli.
2.
Dzieciak
opuścił kolejny trening z Rogersem. I kogo wysłali, aby sprowadził co się
dzieje? Oczywiście Clinta. Dziękuję bardzo. Mężczyzna nie kłopotał się
pukaniem. Otworzył drzwi kopniakiem i wparował do pokoju. Który był pusty. I zadziwiająco czysty.
Po chłopaku Clint spodziewał się raczej… no cóż, bałaganu. Przez chwilę stał po
środku pokoju, aż usłyszał ciche szepty z łazienki. Cichutko podszedł do drzwi
i je uchylił. Pietro stał przy umywalce z pochyloną głową, zupełnie nie
zwracając uwagi na otoczenie.
-
No dalej, Pietro, ogarnij się – szepnął chłopak – to tylko trening. Z Kapitanem
Ameryką na miłość boską! On ci nic nie zrobi. Nie zrobi nic Wandzie. Po prostu
musisz się skupić na treningu. Dasz radę. Szlag! – Chłopak uderzył pięścią w
lustro, które rozbiło się w drobny mak. Chłopak zakwilił żałośnie i przyciskając
zranioną rękę do piersi, upadł na kolana. Zatrząsł się w tłumionym płaczu i
położył czoło na zimnych kafelkach. W tym momencie Clint otrząsnął się z szoku
i pośpiesznie podszedł do chłopaka.
-
Pietro? – Młodszy mężczyzna drgnął przestraszony.
-
Clint? Długo już tu stoisz?
-
Wystarczająco długo. Pietro, o co chodzi? Czemu nie przychodzisz na treningi? –
Barton pomógł mu wstać i usadził go na krawędzi wanny. Wyciągnął apteczkę z
szafki i delikatnie owinął dłoń młodszego chłopaka bandażem.
-
… Boję się…
-
Czego?
-
Że jak zrobię coś źle, to nas wyrzucicie. Że skrzywdzicie Wandę… I mnie…
-
Pietro… Nikt z nas nie chce was skrzywdzić. Teraz jesteśmy rodziną, tutaj
jesteście bezpieczni. Wiem, że dla was, dla ciebie, to wszystko wydaje się jak
sen, że wystarczy mrugnąć okiem, a to wszystko zniknie. Ale nie zniknie, to
mogę ci obiecać. Jesteście dla nas ważni, nie tylko ze względu na wasze moce.
Jesteście dla nas ważni jako ludzie. Zależy nam na was. Nam wszystkim. Staramy
się dać wam dom, rodzinę. Wiem, że to trudne, że my jesteśmy trudni… Ale
naprawdę nie chcemy was krzywdzić. Nie krzywdzimy tych, których kochamy. –
Clint objął chłopaka i przez kilka minut, może dłużej po prostu tak siedzieli.
W pewnym momencie Pietro szepnął cicho „Dziękuję”. Barton tylko objął go mocniej.
3.
Pietro
musiał nauczyć się współpracować z ludźmi. Więc Rogers zdecydował, że chłopak
zacznie trenować z agentami S.H.I.E.L.D. Teoretycznie to był świetny pomysł.
Teoretycznie. Clint z czystej ciekawości postanowił sprawdzić jak idzie Pietro
i agentowi, który miał tego dnia trenować z chłopakiem. Było już późno,
większość agentów była już w swoich kwaterach. Jeszcze zanim Barton dotarł do
odpowiedniej sali, usłyszał krzyki. Przyśpieszył trochę, aby wbiec do sali i zobaczyć jak ten chuj
krzyczy na Speedy’ego i uderza go pasem. W ułamku sekundy Clint znalazł się
przy facecie i
wykręcił mu ręce, wyszarpując z nich pas. Uderzył go kilka razy w twarz,
krzycząc o tym, jak nie powinno się traktować żadnego niewinnego człowieka, a
potem kopnął go jeszcze w brzuch, kiedy usłyszał kwik. Spojrzał w stronę
Pietra, który kulił się przy ścianie. Od razu zostawił agenta i podbiegł do
chłopaka.
-
Ciiiii, nie płacz. Przepraszam, przepraszam, Pietro. Tak bardzo cię
przepraszam. On cię już nigdy więcej nie dotknie, nigdy. Nikt. Przysięgam. Tak
bardzo cię przepraszam.
Barton
wziął chłopaka na ręce i wyszedł z sali, jedną ręką pisząc sms do Nataszy.
Wiedział, że ona odpowiednio zajmie się tym sukinsynem, który skrzywdził Pietra.
4.
Wanda
zaginęła. Była na misji razem z Kapitanem i zniknęła. W tej chwili wszyscy,
oprócz Clinta i Pietro, byli w Madrycie i jej szukali. Nic nie powiedzieli
starszemu z bliźniaków, nie chcieli go denerwować. Clint miał tylko pilnować,
aby chłopak się nie dowiedział, a jeśli w jakiś sposób dotarłaby do niego
wiadomość, że jego siostra zaginęła, Barton miał go powstrzymać od zrobienia
sobie krzywdy. Z Wieży i tak nie mogli wyjść. Byli zamknięci w razie gdyby
Pietro chciał zrobić coś głupiego.
Chłopak
wiedział, że coś jest nie tak. Dobrze, Mściciele byli trochę dziwni i mieli
„ciekawe” zwyczaje, ale to… Pietro próbował dzwonić do siostry, opuścić Wieżę,
otworzyć okno i wyjść na balkon. Nie mógł. Telefon Wandy nie odpowiadał,
wszystkie drzwi i okna były pozamykane. Wiedział, ze Clint nie mówi prawdy.
Wiedział, że jego siostrze coś się stało.
Clint
zaczynał się martwić. Nie widział chłopaka od kilku godzin i mimo, że ten nie
mógł wyjść na zewnątrz, to wciąż mógł zrobić coś głupiego w budynku. W końcu
łucznik nie wytrzymał i pobiegł do pokoju chłopaka. Pusto. Sprawdził salon,
kuchnię, łazienkę, siłownie. Chłopak zniknął. Clint zaklął pod nosem i sięgnął
do kieszeni po telefon, kiedy przypomniał sobie, że zostawił go w swoim pokoju.
Szybko poszedł w tym kierunku, musiał zadzwonić do reszty Mścicieli i
powiedzieć, że zgubił Pietro. Ku jego zaskoczeniu, wcale nie musiał dzwonić.
Młody mężczyzna leżał na jego łóżku i cicho płakał. Kiedy Clint usiadł na
łóżku, chłopak podniósł głowę i spojrzał na niego zapuchniętymi oczami.
-
Coś się stało Wandzie, prawda? Czemu nic nie mówisz? Proszę, powiedz, co się
dzieje?
-
Nie wiem, dzieciaku. Naprawdę. Wanda zniknęła… Ale ją znajdą. Wszyscy jej
szukają, nic jej nie będzie, obiecuję…
-
Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać.
-
Nic jej nie będzie…
Po
kilku godzinach płaczu, krzyku i cichych rozmów obaj zasnęli. Obudził ich
telefon. Znaleźli Wandę.
5.
Ding.
Clint uniósł głowę, aby zobaczyć, kto wrócił. Zobaczył jak Pietro wychodzi z
windy i z pochyloną głową kieruje się do swojej sypialni.
-
Pietro? Stało się coś? – Chłopak nawet na niego nie spojrzał, pokręcił tylko
głową i bez słowa minął starszego mężczyznę. Clint wzruszył ramionami, jeśli
chłopak nie chciał mówić, to nie. Odpalił z powrotem grę i skupił całą swoją
uwagę na tym, co się działo na ekranie. Po kilku minutach Barton ze złością
wyłączył grę. Poszedł do pokoju Pietro i zapukał cicho.
-
Hej, Speedy. Mogę wejść?
-
Idź sobie!
-
Nie, dopóki nie powiesz mi, co się dzieje!
-
Nic! Nie możesz tego zrozumieć! – Clint westchnął i otworzył drzwi. Pietro
leżał na łóżku z głową wciśniętą w poduszkę.
-
Powinienem był zamknąć drzwi na klucz..
-
Powinieneś. – Pietro uniósł głowę i spojrzał na łucznika. Oczy miał
zapuchnięte, a na policzkach widniały ślady łez.
-
Co jest ze mną nie tak? – Clint nie zdążył nawet otworzyć ust, kiedy Pietro
kontynuował. – Chciałem miło spędzić czas. Poznałem chłopaka, był miły,
przystojny, lubił biegać. Właściwie tak go poznałem, biegał w Central Parku w
tym samym czasie, co ja. Umówiliśmy się na kolację, do tej małej, włoskiej
knajpki. Było super, serio. Ale kiedy wyszliśmy, zapytał, czy chcę iść do
niego. Nie zgodziłem się, ja… Nieważne. W każdym razie, wściekł się. Zaczął
krzyczeć, że jestem beznadziejny, że gdyby wiedział wcześniej w ogóle by ze mną
nigdzie nie wyszedł… A potem dał mi w twarz, wyzwał od… Zresztą, nie chcę tego
powtarzać. I poszedł. Czy ja nie nadaję się do niczego innego? Tylko do seksu?
-
Pietro… Ten facet to zwykły chuj. Nie zasłużył sobie nawet na minutę spędzoną z
Tobą. Jesteś miły, zabawny, owszem, czasami jesteś jak wrzód na tyłku,
ale…Kurde, Pietro. Nadajesz się do czegoś więcej, niż seks. Jesteś wspaniały i zasługujesz na wiele,
wiele więcej. Nigdy nie mów, ani nie myśl, o sobie inaczej. – Pietro uśmiechnął
się lekko.
-
Dzięki. Dobrze cię mieć.
+1
Walentynki.
Głupie, głupie walentynki. Te wszystkie zakochane pary, wszędzie rozwieszone
serca i kupidynki spoglądające na ciebie zza każdego rogu. Tfu. Miłość. Pietro
był sam. Oczywiście, miał Wandę. Ae teraz Wanda miała Vision. A on? On nie miał
nikogo. Nigdy. Odkąd pamiętał martwił się o siostrę, o pieniądze, o to, jak
przetrwają kolejny dzień. Nie miał czasu na miłość, pierwszy pocałunek, seks…
Był żałosny. Nie potrafił się cieszyć z szczęścia siostry, bo jej zazdrościł.
I, z tego, co wiedział, tylko on tego głupiego dnia został w wieży. Cała reszta
gdzieś poszła. Bucky i Steve pojechali do kina samochodowego za miastem, Bruce
zabrał Nataszę do jakiejś drogiej restauracji, Vision zaprosił Wandę do teatru
(grali Romea i Julię, jej ulubioną sztukę), Tony i Rhodey polecieli nie wiadomo
gdzie, a Sam i Clint… W sumie nie wiedział. W każdym razie, nie było ich w
Wieży. Włączył jakąś cichą muzykę i zamknął oczy.
-
Pietro? Pietro!
-
Clint? Co tu robisz?
-
Jestem na 99 procent pewny, że tu mieszkam… Czemu?
-
Mam na myśli, teraz. Są walentynki. Powinieneś świętować czy coś…
-
Tak samo, jak ty.
-
Nie mam z kim.
-
Ja tak samo. Myślałem, że może spędzimy to głupie, różowe, komercyjne święto
razem. – Pietro tylko skinął głową i poklepał miejsce obok
siebie. Clint wskoczył na łóżko i westchnął. – Czyli co? Będziemy tu tak po
prostu leżeć?
-
Nie musimy tylko leżeć – wyszeptał chłopak.
-
Masz coś konkretnego na myśli?
-
Nie udawaj idioty, Clint. – Mężczyzna tylko uśmiechnął się i delikatnie zaczął
całować młodszego. Przesunął dłońmi po ciele chłopaka i zaczął rozpinać jego
koszule. Dopiero, gdy Clint delikatnie przygryzł jego wargę, chłopak obudził
się i wsunął dłonie w
jego włosy. Po chwili obaj byli już nadzy, a Clint delikatnie okrążył palcem
wejście chłopaka. Pietro zadrżał i zamknął oczy.
-
Pietro? Chcesz mi coś powiedzieć?
-
J-j-ja…- Chłopak przełknął ślinę i spuścił wzrok. – Jestem… prawiczkiem…
-
Och, Pietro. Czemu nic nie powiedziałeś od razu? Jeśli nie chcesz dzisiaj iść
na całość, powiedz. Mogę poczekać.
-
Właśnie dlatego nic nie mówiłem! Nie chcę czekać. Proszę, Clint. Chcę tego. –
Barton uśmiechnął się i pocałował go.
-
Zrelaksuj się, dobrze? – Mężczyzna klęknął pomiędzy nogami młodszego i wziął
jego penisa w usta. Pietro jęknął, a Clint powoli wsunął w niego palec. Chłopak
spiął się lekko, ale zaraz myślał już tylko o ustach Bartona i delikatnej
przyjemności, którą zaczął mu sprawiać jego palec. Po dłuższej chwili Clint
dodał jeszcze jeden palec i to już zabolało mocniej. Pietro pisnął cichutko i
od razu zasłonił twarz ramieniem. To było takie zawstydzające…
-
Nie, Pietro. Nie wstydź się mnie, proszę. Nie musisz. Z czasem się
przyzwyczaisz do tego uczucia. Proszę, nie zasłaniaj się, dobrze? – Przez
chwilę Pietro nie ruszał się, ale w końcu opuścił rękę i wplątał palce we włosy
Clinta. Ten w
odpowiedzi delikatnie poruszył palcami we wnętrzu chłopaka, jednocześnie biorąc
jego męskość głębiej do ust. Kiedy Pietro zaczął jęczeć z przyjemności, Clint
skrzyżował palce i przez kilka kolejnych minut upewniał się, czy chłopak jest
już dobrze rozciągnięty.
-
Clint, proszę. Więcej…
-
Co więcej, kochanie?
-
Ach! Clint… Wiesz dobrze, o co mi chodzi!
-
Oj, wiem, wiem. Nie denerwuj się tak – roześmiał się mężczyzna. Nakierował
swojego penisa na dziurkę chłopaka i delikatnie w niego
wszedł. Pietro krzyknął z bólu i Clint się zatrzymał.
-
Mam się wysunąć? – Pietro potrząsnął głową i wziął głęboki wdech. Po chwili
wyszeptał:
-
Już możesz.
Clint
zaczął się poruszać. Pietro jęczał cicho i wbijał paznokcie w plecy starszego.
Było mu tak dobrze, czuł, że długo nie wytrzyma.
-
Clint, ja zaraz… - Barton przesunął dłonią po penisie chłopaka i Pietro
doszedł. Kiedy Clint poczuł, jak mięśnie chłopaka zaciskają się na jego
męskości, krzyknął i także doszedł. Kiedy uspokoił się wystarczająco, wysunął
się z chłopaka i położył obok niego. Pietro nie odezwał się ani słowem i Clint,
zaniepokojony, spojrzał na niego. Po policzkach chłopaka płynęły łzy.
-
Pietro, cholera jasna, zrobiłem ci krzywdę? – Łucznik złapał twarz chłopaka w
dłonie i otarł kciukami łzy. – Proszę, Pietro, powiedz coś…
-
Clint… - Chłopak objął mężczyznę mocno i wtulił twarz w jego szyję. – Dziękuję
ci. To było… wspaniałe. Dziękuję. – Clint uśmiechnął się. Było dobrze. A nawet
lepiej. Chłopak sprawiał, że czuł się szczęśliwy. Był pewien, że było to
odwzajemnione.